Wisielec

Rosło Drzewo na pagórku.

Szeleściło i szumiało,wcale dobrze mu się żyło,

póki coś na lichym sznurku,

pod nim się nie powiesiło.

Próbowało wnet To zrzucić.

Strząsło z nerwów tuzin liści.

-Idż gdzieś indziej życie skrócić-

A To odejść ani myśli.

-Dlaczego ja i czemu tutaj,

Człecze swój chcesz skończyć los?

Dusza twa śmiertelnie struta,

drażni mój wrazliwy nos.

Trząsł i prężył swe konary.

Giął je tak by Menda spadła.

Ale sznurek,choć był stary,

urwać nie chciał się,za diabła.

Już na pomoc wiatry wzywał.

Dął,szeleścił,pogwizdywał.

Wył,zawodził wściekłe pieśni.

Człek się urwać,ani nie śni.

Łzami deszczu,chciał go wzruszyć.

Lodem go próbował skruszyć.

Słońcem dupę mu przypiekał.

I nie zerwał złego Człeka.

Wielki rwetes Kruka zwabił.

Wylądował w wielkiej trwodze.

I o mało się nie zabił,

przez wisielca na swej drodze.

Bobra zawołano z bagien.

Który wiele prac wykonał.

Lecz ten spojrzał na wisielca

i o mało sam nie skonał.

Para młodych dwóch wiewiórek,

przyskoczyła do pomocy.

Przegryżć chciały stary sznurek,

im też brakło w zębach mocy.

Jeszcze mrówki próbowały,

biły,gryzły i szarpały.

Szpaki zaś do psot gotowe,

narobiły mu na głowę.

-A niech wisi,trzasł go sęk!

wrzasło Drzewo zrozpaczone,

odwróciwszy od Wisielca,

wszystkie liście w drugą stronę.

Aż ten sam ze sznurka zlazł.

Z wolna poszedł w swoją stronę.

-Nie chce mi się tutaj wisieć,

lepiej będzie jak utonę.