Nad ranem
Siebie mamy na pierwsze śniadanie i deser.
Gładkie plecy ostrożnie biały ranek odkrył,
zalśnił jasno we włosów potarganym lesie
i błyszczał coraz mocniej na ustach wilgotnych.
Stary zegar już dawno zatrzymał wahadło,
pokazując, że północ, szkłem figlarnie błysnął.
W skrzyżowanych spojrzeniach łatwo było zgadnąć,
że to, co noc nam dała, to jeszcze nie wszystko.
Zaprosimy dni nowe, co stoją za oknem.
Może będą od miodu lipami pachnące?
Albo cierpkie, jak wiśnie, jeszcze rosą mokre?
Lub dojrzałych winogron podchmielone słońcem?
Oczy zamkniesz i chętnie pozwalasz się dotknąć,
bo palcami z Twych ramion zmęczenie wyczeszę.
Potem wstanę, na oścież otwierając okno
- mamy dzień na śniadanie i siebie na deser.
cukier
cukier
(z cyklu „na słodko” – IX
potrafiła sprawić, że zacząłem zaglądać
do senników i horoskopów. wygadywałem
jakieś bzdury o istnieniu miłości, a wiersz
miłosny płynął za wierszem. wywoływała
nic nieznaczącymi gestami prawie wszystko,
od nieopisanej radości do uścisku
w środku, w sercu. zwariowałem, byłem szalenie...
ale spoko, luzik, szybko wszystko spieprzyłem.
potrafiłem sprawić, że zacząłem zaglądać
do kieliszków, źródło w barku na szczęście wyschło
tylko wiersze przesolone płynęły dalej.
pieprzę i solę, a cukier coraz to droższy.
we mnie mnóstwo wierszy, tylko one milczą.
Ciemne chmury
Jesienna pogoda nie rozpieszcza
poranek ponury,mglisty i szary
popołudniowy spacer doskonały
widok uroczy,jak z poezji Wieszcza.
Parkowe aleje kolorów nabrały
liście pod stopami szeleszczą-
otoczenie kolorami pieszczą
można spacerować dzień cały.
Nagle ciemne chmury przywiało
wracamy do domowych pieleszy,
trzeba krok spacerowy przyspieszyć
niebo żałośnie się rozpłakało.
Poczytamy zaległą prasę,lektury
przy gorącej herbatce pomedytujemy,
dobrym nastrojem podkolorujemy
ułożymy do snu dzień szaro-bury.
Azyl
zmęczenie drogą i wspomnienie o niej.
Plącze się słońca niecierpliwy promień
płosząc nad nami echa krótkiej burzy.
Z drobnej gęstwiny migotliwych liści,
snem stał się ogród, czarowną iluzją,
której gdzie indziej, szukać by na próżno,
w meandrach ścieżek roztańczonych wiśni.
Kwiat lekko sfrunął, jak motyl wskrzeszony.
Wiedząc, co miłość, przybrał żywą postać
i w rozchyleniu Twoich został dłoni.
A za nim inne popłynęły na dół,
na znak, że mogę tutaj z Tobą zostać,
w dobrej godzinie kwitnącego sadu.
Póki wiatr nie przewiał nadziei
Póki wiatr nie przewiał nadziei
Ranek taki niezdecydowany – być pochmurnym, czy słonecznym …
Gdyby tylko zapytał, powiedziałabym, doradziła …
A Ty? Kryjesz się dziś w chmurach, czy opływasz słonecznym blaskiem …
Po tamtej stronie równika ciepło, wiosennie,
gdy ja liczę ostatnie liście na lipie … dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem.
Powiał wiatr … dwadzieścia sześć, dwadzieścia pięć, dwadzieścia cztery …
Pozostawił jeden złocisto-zielony … a w sercu nadzieję,
póki jeszcze marzenia nie opadły w błoto.
Oczami duszy widzę, że się śmiejesz. To dobrze, wszystko zaczęło się od śmiechu ... tylko rozłąka nie śmieszy.
21 października 2011
w przybrudzonych chmurach
w przybrudzonych chmurach
wymagania mam coraz mniejsze
odmierzam je godzinami po północy
goni mnie wtedy świt
na pobudkę ogłaszam wynik
ja już nic nie chcę
ale dłonie, moje dłonie
pragną głaskać cię po głowie
Zaproszenie
Nie bój się nocy w altanie,
Po znoju drzemie już rżysko,
Piękniejsza rankiem powstaniesz
Nad wszystko.
Zmierzch się pogubił w półcieniach,
Że patrząc można nie widzieć,
Piękniej jest przeżyć wyśnienia
W bezwstydzie.
Coś się za drżeniem rąk kryje,
Zuchwałość dreszczem przenika,
I trwa, wśród ciszy niczyjej,
W półkrzykach.
Słów żadnych tutaj nie trzeba,
Po cóż ułudy czas płoszyć,
Zazdrości wiatr skryty w drzewach,
Rozkoszy.
A kiedy zapach powoju
Ocuci zmysły na ranem,
Bez żadnych śpij niepokojów,
Zostanę.
.
w angielskiej mgle
w angielskiej mgle
od stóp aż do zmierzchu
przemokłem twoimi perłami.
jak osuszyć się w nieruchomym powietrzu?
zatrzepotaj rzęsami.
może wzbudzisz wiatr,
a na pewno wyrazy współczucia.
wyschnę i popatrz…
znów oschły, ukrywam uczucia.
zielonymi
zielonymi
zielonymi otwórz dzień
szmaragdami w niebo patrz
w trawę ubierz nadzieję
niech w sercu się zaśmieje
ja błękitem przeszyję
poczujesz się bezpiecznie
niebieskie będą wiersze
jak pocałunki pierwsze
turkusami przeczytaj
pod lazurem się ukryj
przytulone dwie barwy
świat nie może być czarny
zielonymi zamknij dzień
dobranoc od błękitu
zakochanych snów życzę
przytulając wciąż ciszę
Cudowny jesienny poranek
Wróciłam z porannego spaceru
mimo chłodu spacerowiczów wielu,
cóż tak wszystkich zachęciło -
słońce radośnie nas zaprosiło.
Prócz wiary,miłości i chleba
do życia - słońca potrzeba -
kiedy wyjrzy z obłoków pieleszy,
nastrój poprawia,oczy cieszy.
Jego szczodrość doceniamy
wszak przyrodę piękną mamy,
wielcy piewcy o niej piszą -
nasze zatroskane dusze kołyszą.
Cóż bez słońca byśmy poczęli-
w ciemnościach i smutku tonęli,
żadna muzyka,utwory panflecisty
nie zmieniły by nastrojów mglistych.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 106
- 107
- 108
- 109
- 110
- 111
- 112
- 113
- 114
- …
- następna ›
- ostatnia »