Ujęcie
w linearnej obróbce tnę chwile na nierówne części
świat chwieje się na wietrze spadają liście
jak ludzie z podciętej gałęzi wyprowadza się słońce
żyję na zapas już wczoraj upłynął czas
gdy cienie zaczepiały ludzi nocą wypełniały ślady
dorysuj serce wyrzucone przez fale
zagłusza biciem morze tyle myśli zginęło
od dotyku głębi już piasek wypełnił zmysły
nie myśl gaszę szepty łykiem wody
samo bycie aż nadto wypełniło światłem
ale nie ty zabarwiłaś usta czerwienią
https://www.youtube.com/watch?v=JyxNR_1ax0o&list=RDJyxNR_1ax0o&index=1
Obraz
Zanurzyłem dłonie, w ukwieconej wodzie,
nektarów kolory, łącząc dla pejzaży,
by uczucie gorące, zaczarować w chłodzie,
bo wiem że już nigdy, więcej się nie zdarzy.
Spod powiek sklepienia, przywołuję stany,
zasnute niepamięcią i blaskom nieskore,
by malować od nowa, obraz pożądany,
gojąc barwą ciepłą, zapomnienia chore.
Zatrzymane w dłoniach, myśli pozłacane,
bez żalu rzuciłem w przedwieczorny mrok,
by nocą zalśniły gwiazdy malowane,
i od tych prawdziwych już dzielił mnie krok.
Jeszcze tylko słowo, szeptem napisane,
jeszcze kropką słoną, nakreślony znak,
i już snów kobierce, całe Tobą tkane,
tak gorące, tak ciche i łagodne tak.
Świeżość
gdy tylko jesteś nie przywrócisz gwiazdom wzroku
nie zgadniesz kto stoi za drzwiami obejdzie się smakiem
bez wiary w sprawczość chwil odkryłem w piersi kamień
obtoczony światłem tkwi tam od dawna mylę go z sercem
przerosło znaczenia z samej formy nie potrafię odczytać uczuć
bardziej czuję niż rozumiem drzewa zgubiły deszcze
dzielę z nimi cienie obojętność czasu idącego niebem
widzę jak przenosi na barkach nasiona traw
szmer strumienia i ludzki los do zbiegu dłoni
potem zawraca i pląsa po kałużach rozchlapując świat
w skrawki fotografii na której dzieci wygrzebują z piasku
muszle w poszukiwaniu pereł i szeptu morza
Na skraju myśli
nie słowem się wspieram ulegam nastrojom
deszczom chłodzą gorący piasek
przeciekają przez myśli i sny jak zdążę
łapię w usta zamieniam głowy słonecznikom
nie słowem a wiatrem zatrzymuję czas
gdy patrzysz ptaki rozchylają chmury
niebem uskrzydlają światło nie masz nic
prócz życia co się w łupinie rozrosło
nie słowem marzę w kamieniu zostawiam
łączę przez dotyk wargi jak liść osuwam w ciszę
kim jesteś aby pić wodę z moich dłoni
Nie śpij
przeszkliłem ogród czy mienię się ostem
w grze o wszystko idę w parze z naiwnością
z bezzasadną wiarą skupuję myśli wątki z życia gwiazd
niemodne pytania z wiekiem coraz mniej potrafię
obsługiwać serce kierunek wiatru
dokąd spycham sny o nieśmiertelności
podpieram się sensem dla pewności chwilami
szczególnie gdy pochylają się nad stawem
spływają rzeką w nadziei na przetrwanie
postanowiłem milczeć na zadawane pytania
wskazuję niebo lub dowolną odpowiedź
zapisaną na piasku w przypływie litości
Chwilę temu
są ranki bez początku z wystygłym pragnieniem
z cieni przecieram oczy poślinionym palcem
jak policzyć krople gdy deszcz opuszcza zasłony
trzyma się kurczowo zamkniętych okien
pęka czas wzdłuż drogi z przemoczoną duszą
trudniej szeptem przywołać znaczenia
wychodzę z siebie nieważne jakim gestem
przywróć mnie myślom w wyścigu na słowa
przegrałem z wiatrem ostatnią koszulę
czy znowu sen z niewidzialnym przesłaniem
przemalował serce na złoty kolor
kimkolwiek jesteś za radą zostań
w bezkresie ledwie trwaniem bez mocy
przywracania marzeń
Rozstania i powroty
Rozstania i powroty
Nie czekaj na mnie, choć wiem że musisz
I prośby na nic moje
Ni próby, by uśpić natrętne Twoje niepokoje
O to dla Ciebie stoję
Zbieram powiędłe spod stóp Twoich ziele
Ze wstydem przy pokorze
Kiedym pękiem spełnień myślał że się dzielę
I że świat nimi Ci stworzę
Twoje żale do mnie tłoczą się boleśnie
Każdą kroplą co płonie
Miłością i goryczą, splecione zbyt wcześnie
W spragnione dłonie
Daj mi w litościwej ponieść niepamięci
Nasze tylko słowa
Wyszeptane magią która znów nas znęci
Powrócić gotowa
Wczoraj
powiedziałem że przeżyłem z nią
część swojego ja chociaż ten podział
dawno wyjadł wszystkie cukierki
nie dysponuję już naręczem kwiatów
rzucałem pod nogi i za siebie
jakbym obiecał pamięci przeszłość
bez guzów i rozczarowań
nakręcony przez wiatr
siłą rozpędu przynoszę tylko piasek
w zegarze brakuje czasu
wcześniej uczył rozróżniać chwile
rozmawiając ze sobą próbuję przekonać
dzień do światła które gaszę wychodząc
Nazywam
zbiłem lustra odbijają tylko słowa
wiatr w odłamkach kaleczy chmury
wśród liści cisza gotowa na dźwięki
w zielonym odruchu klują świerki
spijam deszcz ze złożonych dłoni
w odrętwieniu noc jej palce
jak kocie pazury rozdrapują mgłę
już widniej księżyc z myśli utkał gwiazdy
zgubiłem siebie w snach nie poznasz
mojej twarzy wśród podobnych marzeń
posmutniał dom w oknach srebrem
w imiona wplątał wołanie kukułki
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »