Echo
przez to że jesteś nie mogę myśleć dalej
a może nie chcę jakbym na pustyni
napełnił kubek słońcem i uwierzył
że ciszą ugaszę pragnienie
znam numer mogę zadzwonić pogadać z myślami
czynny całą dobę przebieram w spojrzeniach
długie na smyczy wyrywają się
krótkie jak retrospekcja tłumaczą
naleśniki z solą oddychanie bez tlenu
możliwy upadek po stronie cienia
przegadałem cały ranek aż zeszklił się deszcz
umarł na szybie jak refleks który chciał być tęczą
nad morzem piasku i snów
Pomóż
nie mówi a chciałby
normalnie teraz płacze i pyta
dlaczego musi wstać
przepchnąć cienie przez drzwi
bez recept z poprawnością słów
mam jeszcze brwi co zeszły się na środek czoła
usta układają historie zawsze z początkiem
koniec zastaje nas w tunelu gdzie gasną światła
strach nie ma wielkich oczu tylko małe dłonie
kupiłem gwoździe i gumowy młotek
wstążki i skrawki krynoliny
drewniany człowiek nie ożyje
ale będzie spał spokojnie
patrząc guzikami w gwiazdy
Srebrzysta jesień
gdzie błękit łączy niebo z czerwienią
gdzie milkną fale wzburzonej wody
zabiorę ciebie późną jesienią
by wspólnie przeżyć ostatnie wschody
blednących spojrzeń na to co było
na to co będzie jeszcze przed nami
jak bardzo serca nasze zmieniło
uczucie które miłością łzawi
Tobie
Czy to możliwe, abym tak wciąż szukał ciebie.
W spojrzeniu przez ramię z przypadku.
We wszystkim co najpierw zrobię dla siebie.
I tak oddam Tobie, w ostatku.
W cieni przelotach, przez myśli.
Ostatnich pociesznych złudzeniach.
Że ty byłaś wśród tych którzy wyszli.
Z kin po wieczornych westchnieniach.
We włosach podobnej do ciebie.
W odbiciach ulicznych luster.
W dziwnej widzenia potrzebie.
Lustra bez ciebie są puste.
A kiedy wreszcie.
Stoisz przede mną.
O,aniołowie grzeszcie!
Tą chwilą płomienną!
Róża
Czerwieni kwiat na Twojej ziemi
Na linii wzroku, z domysłem od kogo
Jestem w innym czasie, innym miejscu
Mimo to blisko, pamięcią, szacunkiem
Zapach kojący. Miłości. To wszystko
Co chcę Ci dać. W tej wielkiej róży
Czerwone płatki. Jak serce. Płonie
Kwiat róży. Roślina? Dużo więcej
Dziękuję, że zabrałaś ją do domu
Gdy spojrzysz na nią. Będę w pobliżu
Myślami, wszystkim co można dać
W jednej wielkiej róży
Cisza
Zatrzymany ciąg wydarzeń
Wskazówki duszy milczą
Czy to akceptacja stanu rzeczy?
Czy już nienawiść? Opanowanie?
Nie ma już miejsc naszego istnienia
Nie ma już ulic. Nie ma niczego
Kadry przeszłości w mroku archiwum
„Nic, nigdy więcej już się nie stanie”
Deszcz kroplami studzi płomienie twarzy
Nic nie stanie się już między nami
Nigdy więcej. Odbija się echem w toni duszy
Zamykam w ciszy drzwi swojego życia
„Zamknięte”
Okna dusz
Biegnę rano z myślą dnia
Zmyjemy szarość, nadamy blask
By ujrzeć wspólnie uśmiech słońca
Zwykłe chwile. W myśli oknach
Gonitwa dnia, setki ważnych spraw
Lecz w oknach duszy wspólne chwile
W powiewie firanek zwykłe myśli
W odbiciu szyb wspólny uśmiech
Nasz i słońca
Popołudnie. Głos w słuchawce. Cisza
Woda kroplą łez, ból na szkle rysując
Potok wspólnych chwil. Płonie ogień
Słońca. Nie biegnę już. Stoję
Czysto i spokojnie. Bez szarości dnia
Zamknięte skrzydła okien naszych dusz
Bez słów, w milczeniu. Zmyte deszczem
Nie ma już uśmiechu na naszych twarzach
Pozostał uśmiech słońca
Na początku
synowi
mówi że kocha i zaraz
zamienia w deszcz oczy i dłonie
nieporadny bo pierwszy
jeszcze wrażliwy na dotyk lata
chmur które przekreślają niebo grzmotem
milczę rzeka owija się wokół brzegów
słowa to mielizny gdzie wygrzewa się czas
mewy kreślą dziobami listy do nikogo
posadził kwiaty a wyrosły sny
krótki z braku tlenu oddycha ciszą
kolejny jak noc z cieniami zamiast poduszki
Nie przestanę
Możesz myśleć co chcesz. Dziwny, spontaniczny, szalony
A może po prostu zakochany? Czy tak trudno to zrozumieć?
Nie zapomnę słodkich chwil. Smaku ust. Ognia mocy
Nie zatrzymam się. Nie mogę. To się dzieje naprawdę
Nie schowam się z rękopisami słów w jaskini. Będę krzyczeć
Niech cały świat usłyszy. Stało się. Nie przestanę. Będę obok
Gdy tylko zapragniesz. Widocznie tak miało być. Przeznaczenie
Nie przepraszaj, nie przepraszam. Na to nie ma przeprosin
Na granicy uciążliwości duszy. Na kamieniu serca. Jestem
Jak anioł znikąd. Po prostu. Nie masz wpływu i decyzji
Będę tam stał, bo zegar serca bije. Mam go zatrzymać?
Po śmierci. Gdy zegarmistrz Nieba odbierze mi klucz życia
Podążam za Tobą wszędzie tam, gdzie potrzebujesz
Z płaszczem nocy, z pomocną dłonią. Z ust pochodnią
Każdemu z nas Bóg dał ścieżki przeznaczenia
Przesuwając nas ku sobie na skrzyżowaniach losu
Czujemy, kochamy. Idziemy przez życie
Ty nie przestaniesz. Ja nie przestanę
Z krwi i kości
*
syn już mężczyzna
jak olbrzym rozgarnia ciszę
patrzę za nim jak chłop
cieszy się z urodzaju a poeta
z nadziei
*
córka tańczy gubi sens
gwiazdami osusza oczy
pamięta o snach
które opowiadałem kiedyś
gdy kończyło się lato
nabrzmiałe słońcem i życiem
*
pomyślałem o sobie
który to już dzień
zamknął oczy gwiazdom
co już było
umieściłem w szklanej kuli
klucz oddałem aniołom
pilnują myśli i snów
matka
więcej słów bez znaczenia
tuli się jak brzoza
co w końcu zgubi liście
i serce jak osieroconą miłość
pośrodku nocy
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- 13
- …
- następna ›
- ostatnia »