a gdybyś był
kochałbyś mnie jak dawniej do zapamiętania
i zerwałbyś bukiet słów dla mnie z nocnej łąki
co kwitną i pachną ambrą do świtania
mimo naszej rozłąki
pragnąłbyś mnie jak kiedyś w swym nienasyceniu
do końca do ostatniej kropli szkarłatnej krwi
w pewności uczucia a nawet w zwątpieniu
proszę odpowiedz mi
czy musiałabym użyć magicznych słów z grimoiry
lub z innych starych ksiąg z wiedzą tajemną
bym z rumieńcem na policzku od twych spojrzeń
pachniała grzechem nocą ciemną
bo gdybyś był...
wiem że noce byłyby ubrane w gwiazd roje
w nas płonąłby stos ofiarny z czarów i słów
od splotów jak gibkie łodygi powoju
pachnących lawendą snów
z alchemicznej praktyki - czarodziejskie napoje
warzylibyśmy je w łożu jak w kolbie szklanej
podgrzewali to znów schładzali oboje
inkantacje nad ranem...
gdybyś był...
Błękitna obietnica
I
jeśli już przyjdziesz ubrany w słowa
rozbiorę sprytnie z każdej litery
nakreślę piórem portret od nowa
bez zakłamania do bólu szczery
ref
i usiądziemy w tej kawiarence
wpatrzeni w siebie czulej niż zwykle
morze jak zawsze splecie nam ręce
z przypływem wrócą namiętne cykle
II
później objęci pójdziemy plażą
dając się uwieść pięknu natury
i płosząc wątki morskim bajarzom
stworzymy światu własny futuryzm
ref.
ja wpisze ciebie w wydmowy pejzaż
zatopię chwile w kropli bursztynu
będę jak fala co brzegiem pełza
ciałom wyznaczę ognisty azymut
ty mnie ujarzmisz rozwarciem ramion
ciepłem oddechu błądząc po skórze
niczym upadły prywatny anioł
rozwiniesz skrzydła wzniesiesz ku górze
Upragnione - nieosiągalne
w ciszy wymownie
biegną spojrzenia
noc układa scenariusz
przytulność ramion
alabastrowa delikatność
jeszcze tylko to runo
szeptany telefon
łaskocze szczęściem
przewracając oczami
sen odpłynął
gorączką lipiec
zagląda do okna
przetargi z księżycem
czy może być lepsza bajka
łóżko takie mięciutkie
a ręce niegrzeczne
uparcie błądzą
daremnie
tylko bezsenne marzenia
Julio nie mogłabyś bliżej
czereśnie dojrzały
usta spragnione
czas rwać
bezpowrotnie tracimy czas
smutne poranki
najgorsze
nieukojone tęsknoty
dlaczego tak daleko
do Werony
Po burzy.
Nocne burze postrach siały,
błyskawice noc zmieniły w dzień
piorunami potęgę demonstrowały-
ulewa zmyła naszej słabości cień.
Poranek pochmurnie spogląda
ziemia zmęczona głęboko oddycha,
roślinność ożywiona-piękna zalotna
wyczekująco do słońca wzdycha.
Rozleniwione słońce sięga zenitu
dostatkiem ciepła zniewala -
przyroda pełna zachwytu
lato zaprasza,czas się opalać.
ciepły deszcz
gdy piszę wiersze
drżą na wietrze
chabry i maki
jak łany zbóż
uległe
gdy piszę wiersze
życie nie urąga emocjom
a ludzie nie spychają
ograbionej z ciepła
samotności
tak jest tylko gdy piszę
pochylony nad ciszą
mam rozmarzone oczy
Wiosna ach to ty
Wichrowe wzgórza odległych krain
odblasków cienie na widnokręgu
korytarzami krętymi mruczą
trójkąty zamknięte w nocy okręgu
Erupcji wulkan witrażem życia
bosy staruszek pustelnik światła
rybka w akwarium co szuka tlenu
morska orkiestra na życia chwastach
Skrywasz niepewność lazurem nieba
liany więzami krępujesz słońce
wątły płomyk tańczącej bieli
wiatrem ogrzewa myśli gorące
Plansza odkryta figur woskowych
zamknięty kurort leśnego ptactwa
kochaj mnie czule wiosno tęczowa
doceń poezji serca dziwactwa
Kochankowie róży
Róża i chochoł
Po ogrodzie mróz siwe strzępy snuł
wieszając szadź na szarym chochole.
Ten śpiącą różę czule objął wpół
- czyżby pokochało się tych dwoje?...
Zakwitło w krajobrazie zimowym
uczucie, mezalians iście słomiany,
między damą róż, a sezonowym...
Czyżby to miłość, czuła, oddana?
Marzyli na klombie ogrodowym,
walcząc z mrozem, zadymką - w uścisku.
Ona zakwitnie kwiatem pąsowym,
on zaś spłonie z miłości w ognisku.
II
Róża i motyl
Młodość listka i pąk świeży pnąc radośnie,
zapomniała kochanka – idzie ku wiośnie.
Przeżywa ponownie prosperity chwilkę,
wdzięcząc się pąsowo przed pięknym motylkiem.
Dumna, w promień spowita rozchyla płatki,
czarując bogdanka - wszak zwiewny i gładki!...
Czyżby to niewdzięczność, co pamięć zabiera,
czy to tylko w przyrodzie taka maniera?
Jakże rozumieć mam owe zawiłości,
ową kapryśność i zmienność w miłości?
Różo, czy w tobie mieszka cząstka kobiety,
w której piękno i kolec tworzą całość?
Odpowiedziała - tak - niestety...
Poziomki
tam gdzie oczko zielone pośród lasu.
Delikatne jagody trawami pieszczone,
podaję ci - byś nie zapomniał czasu,
gdy oboje przemierzaliśmy polany,
tropami naszej, niesfornej młodości,
co tak skrzętnie skrywała swe ślady
przed odkryciem pierwszej miłości.
Na tej łące kwiecistej, pełnej motyli,
skryci w cieniu łaskawych nam brzóz,
bawiliśmy się sobą i poziomkową chwilą -
podając pocałunki, to poziomki – do ust...
Niebiańskie uzależnienie od ciebie,
od poziomek, od intensywnej ich woni?
Czułam się - pamiętam - jak w niebie,
z tobą w wianku z chabrów na skroni!
Nanizałam na źdźbła traw poziomek
i pocałunki z tamtych lat – przemiennie.
Idąc, pieszczę wspomnienie odnalezione,
z tym samym zachwytem - niezmiennie!
Chcę do ....ogrodka
przyjmij mnie za ogrodnika
wypielęgnuję rabatkę
ty będziesz nogami fikać
ja zajmę się twoim kwiatkiem
podleję o każdej porze
żeby nie usechł samotnie
w wilgoci musi być korzeń
z światłem rozkoszy podniet
roślinka bez słońca ginie
i trzeba wypielić grządkę
wtedy rozkwita w karminie
nawozić zdrowym rozsądkiem
kwiat nie dostanie udaru
uroczą bajką zakwita
róż płatkom z krainy czarów
słoneczko pragnie zaświtać
Miłość
siadła jak wróbel na płocie,
rozćwierkana i płocha,
pewnie byśmy się bali, by jej nam nie zabrali.
Czy pamiętamy jeszcze to piękne słowo "kocham"?
Podałbyś ją jak różę, może zostanie dłużej,
może palców nie zrani,
będzie pachnieć najsłodziej.
Zasuszę ją w wazonie, niech zimą ogniem płonie,
taki okruch radości znaleziony w ogrodzie.
Gdyby się nam zdarzyła, jak gwiazda złota spadła,
schowalibyśmy od ludzi
i patrzyli jak świeci.
Czar by na nas rzuciła
i w naszych sercach żyła,
a tego nie opiszą najwspanialsi poeci.
Anna Zajączkowska 30 czerwca 2012
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 95
- 96
- 97
- 98
- 99
- 100
- 101
- 102
- 103
- …
- następna ›
- ostatnia »