Szczegóły
wiem kiedy nie śpię
z górki zjeżdżają chmury
a dziadek pluje naokoło
mam dalej do sklepu a może nogi
stały się krótsze jak u dziecka
co wykrzyczało swój świat
nie odrastam tylko duch
przekroczył stan umownej poprawności
gdy nocą dopasowałem cienie
do sztruksowej marynarki
nie wiem czy idę
przez grządki biegną nasturcje i zmierzch
zakochany w pomarańczowych oczach słońca
...
…
W zaklętym kręgu wodzę siebie, w tańcu z przypadkiem.
Cierpki dzień pospieszam nocą, zdążyć przed upadkiem.
Tylko po co.
Radość w sercach jak pęki w wazonach, pełne martwych kwiatów.
Wiruje Bez nadzieją ukwiecony,biały, Bez szkarłatów.
Tęsknotą zielony.
Krokiem w pieśń wplątanym, zgodnym w niepotrzebnej woli.
Ponieśmy trud miłości gorzkiej,ze szczytów niedostanych,
do dolin.
Niech świat wyjdzie z chłodów,zwarty, zbłąkanym atomem.
Uśnie w naszych dłoniach pragnących i ciepłem nam będzie,
i domem.
nieznajomy
przez chwilę patrzyłem jej w oczy
nie miały źrenic mokre od słów
zabrała mnie ziemi
chociaż nie miała skrzydeł
nie umiałem śnić dalej
kwiaty uschły a serce
noszę dalej w kieszeni
czasami wyjmuję oglądam
we wnętrzu ptaki wiją gniazda
z czasu i cieni
Czas i przemijanie
Czas i przemijanie
A gdy już ciałem, ziemi się oddam w niewolę.
Chłodny dotyk boga, mnie zawiedzie w ciemnie.
Duszy tylko w prochy, pogrześć nie dozwolę.
Choć na krótką chwilę, zatrzymam ją we mnie.
Rozkażę jej wzlecieć, gdzie skrzydeł nie miałem.
W każdy atom spojrzeć, prześwietlić kryształy.
Pójść w góry i skały, jak wędrowiec śmiały
Na które za życia, nawet nie spojrzałem.
Wszystkim czym już byłem, za grosik, czym będę?
Czy piaskiem pustyni, czy korzeniem sosny?
Ciekawości się ludzkiej nigdy nie wyzbędę,
i wiary że nasz pochód, będzie trwał radosny.
A jeśli mi koniec pisany, zatem,
pożegnam się z pokorą, lecz ufnie, ze światem.
roztargnienie
napadało myśli
spod oczu drażni bielą
poranek z rumieńcem
soplami lodu co uklękły w oknie
wspinam się to przygasam
z opornikiem diagnozuję światło
cieniolubne kwiaty przerosły wieczór
tylko cisza została w cieniu
modnie w nic nie wierzyć
w oceanie żółw z oczami z plastiku
bonusy na miłość u operatora telefon
z informacją o darmowym milczeniu
w cieniu bezlistnych drzew
czyż mogę zapomnieć
z nocą bezduszną utopią
niezachwiany a przecież smutny
cóż lata-gwiazdy z wypalonych ognisk
jak marynarz ze statku na wydmach
opływam niebo czy tylko tonę
czas nie stroni od ciszy
dwa kwiaty ze szkła co nie zwiędną
już nie zasnę z deszczu słowa
czy sława tylko pustym naczyniem
które na dno opada
opieka
poza oktawą
z pamięci i bieli palców
nie rozpoznam wiatru
za mało słów aby pożegnać
przystają cienie świerki
o zielonych oczach
wspina się przyszłość
śnieg przykrył poręcze ze złoceń
posrebrzył ciszą
główne danie z milczenia
starość marszczy twarz w lustrze
niebo jak kot
wygina grzbiet w bezkresie
podsłucham
stąd dotąd myślę
czas stanął pośrodku pól
lęk jak strach na wróble
samotny
w kolejce do siebie
cienie coraz dłuższe
czekam na kolejną szansę
odwrócę bieg rzeki dobrym słowem
nie służę marzeniom
oklejam dni plastrem
co usłyszę zapomnę
jak pies co przestraszył się mgły
już wracam jak noc
coraz bliżej mami ciszą
bliżej domu ulegam
znanemu dotykowi światła
poznajmy
zaczynam się deszczem
z przytulenia szorstkim skrzydłem
wieczorem zatrzymuję wzrok
pamięć po nielicznej chwili
od kiedy nie wiem
lepiej zaokrąglam róg stołu
parą sów co były sobie bliskie
zaczynam się bez świateł
snem co miał się ziścić
w podskoku nie sięgnął
zostaję bez przerwy jak rzeka
zwodzę szeptem
Czas zadumy
Czas refleksji i zadumy
nad odejściem naszych bliskich
płomień zniczy się kołysze
i rozjaśnia zmarłym duszę.
W Krainie Cieni i Bezkresu
droga nieznana, pogmatwana
zmarły w pamięci naszej gości
westchnij cichutko …
bo przecież wierzysz
Kiedy opuszczam bramy cmentarza
i zmarłych dusze żegnam serdecznie
płomyki zniczy lekko wciąż drżące
są pozdrowieniem od naszych bliskich.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »