Stój prosto
lubię swój sen oprowadzam po tarasach
dotykam nieba potem mam mokre dłonie
aniołowie kąpią się w deszczu
widzę skrzydła jak pierzaste obłoki
górują nad myślą i złudzeniami
pewnością z niebieskiego szkła
przyszłość rozstawia sztalugi
przylepia liście do dłoni
jak pająk chowam w pajęczynie lato
polegam na przedmiotach
jak ślepiec stawiam kubek
obok czasu wybrzmiewa echem
słowem zaplątanym w przeszłości
Posłuchaj
który to już sen
niebieski przez chmury wiele razy
mijał twarz wykręcał rzeką
zabiegał drogę słońcu marzeniem
nikt nie wyszedł przed drzwi
wiatr postał poskarżył nocy
przylega do kości nieruchoma jak gwiazdy
czy to strach zamarzł pośrodku drogi
roztracam popiół już późno wieczór sięga po obrazy
mam ziemię ciepłą jak dłonie z nasion
wyrośnie z nich morze i muszle z zapowiedzią szeptu
Cóż
mam być dorosły jak orzech
twardą skorupą z żaglem
roztrącam grudki ziemi
słowa bez uczuć z niebytu
ukryty za szeptem
każę słuchać wiatrom
nigdzie nie przystanę dłużej
noc zadba o moje dłonie
skąd sen że jestem
bardziej żywy niż woda
gdy pod lodem ukrywa wieczność
parę oczu które wiosną
niebem przeniosą błękit
Jestem
nie szukam pretekstu aby żyć gorzej
wybite pięścią chwile nie wrócą z echem
po czasie na który przywykliśmy narzekać
wyżywam się w nadziei na powtórne wcielenie
sam parzę herbatę uciekam od uczuć
gdy opisują zbyt wiele w smutku nie wiem skąd
tyle kropel uwięziłem w oczach widzę przez tęczę
jak myśli grzęzną w słowach
pociesza niebo gdy milczy i drzewa uciekają cieniem
mam co chciałem wypełniony zmierzchem
nadal tęsknię w bezzasadnej złości
Rozbitek
Gdzieś , ze skał syrenich, płyną nęcąc pieśni,
fale stadnych ławic, pozwalając nieść mi,
w białych grzywach wieńce chwały i pożogi,
dla ofiar ułożenia, na brzegu ubogim,
na którym piach złoty i zbielałe płótna,
znakiem są że tutaj, droga szła pokutna,
kończąc znane szlaki, w inne weszła niwy,
gdzie rozum nie zgadnie, czy to świat prawdziwy
i znany dotychczas, wodzi zmysłów szczątki,
odmiennością granic, w których początki
wejść nie pragnę za nic i dar świadomości
proszę, by tutaj na brzegu złożył moje kości.
Pójdę już
pochylony nad myślami a może to zaśpiew
co wciąż śpi na wyciągniętej dłoni
mgłą występuje z brzegów jak oczy blednie
w żółwim pochodzie kamienie wyostrzają zmysły
uwierają w bucie jak noc jej gorzki pocałunek
pamiętam gdy przywracałem cieniom dłonie
nachodziła mnie w snach przygryzając wargi
miałem zapomnieć lecz słońce grzało mocno
na parapecie stały chmury wzbierając deszczem
zapytałem o skrzydła i wiatr który porwał listy
spłonęły wraz końcem dnia pośrodku serca
jak nie jesteś mną zostaw chociaż wodę
i skrawek skóry z palca
Depresja
Dlaczego miałbym chcieć spod snu pajęczyny
uciekać pod powieki, przed poranne słońca,
co niosą dnia mariaże, niechciane zaręczyny
z oknami, które się budzić mi każą, bez końca.
A wystarczy w dziwnych pokojach sny złożyć,
w izbach bez nachalnych cieni i zdradliwych świateł,
gdzie każdą natrętną myśl głodem refleksji zamorzyć
można, a win odkupienie ściętym spłacić kwiatem.
Na czerwiennych murach złożone szorstkie dłonie,
każdą cegłę pieszcząc dla granic stanowienia,
wokół wtopione, obce, w nieprzyjaznym kordonie,
broniąc tylko te jedyne,chętne lśnienia i śnienia.
A oczu już nie rażą i nie ranią w izbach bez okien,
ani zimne ręce nie drżą na marmurowych płytach
parapetów, bo okna zniknęły przed rokiem
i nikt w naszych pokojach już o nie, nie zapyta.
Ostatni dzwonek
Ostatni dzwonek
Kurze których nie warto usuwać
Ani serwetek prać haftowanych
To dzwonki którym nie wolno odfruwać
Ze strachów budzików nie nakręcanych
Bo co jeśli ręki dla sprężyn braknie
I zostaną tak mechanicznie uwięzione
A każdy z nich dźwięczeć łaknie
I odbijać się po domów koronie
Wolność do uszu zanosić
Dziwne wieści głosić
Trudno być dzwonkiem ostatnim
Bo żal głosić, czy nagrodę
Czy może z innym dźwiękiem bratnim
Podzwonną ogłosić zgodę
A kurz zetrze ktoś inny
I serwetkę wyrzuci
i zegar bez ręki, sprężyny,
ostatni dzwonek wyrzucił
Nic przed, nic po
…
Przed nami nie ma dróg,
Tworzy je nasz każdy krok
Tak jak brak kroków
Tworzy kres drogi
I spojrzenie kreśli horyzont
A barwy malują nastroje serca
Wokół nas wszystko z nas jest
A my choć tylu nas jednym jesteśmy
Jeśli trudno stąpać to warto płynąć
Bo celu nie miniemy
Choćbyśmy nawet chcieli
Po ludzku go oszukać
Nic nam nie ułatwi misji
Nic nie odbierze roli
I tylko niewiedza
Czasem zaboli
Czarny Anioł
Czarny Anioł
Kiedy Czarny Anioł
przyjdzie po mą duszę
puszczę z oka łezkę
i lekko się wzruszę.
Z radością zostawię
głupotę , kołtuństwo
bo jej na tej Ziemi
za dużo , jest mnóstwo.
Gdy ma dusza w górę
wzniesie się powoli
albo w dół opadnie
wyjdę ze swej roli.
Bez praw tego Świata
pokrętnych i głupich
wykupię swą duszę
u diabła za rupię.
Albo gdy aniołek
z czułością przywita
uśmiechnę się lekko
i o szczęście spytam.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »