Kwasy i atłasy
Falujące kształty
potas na policzku
przemycone frazy
pastelowych zmysłów.
Czaszka poskręcana
gromnicę zapalam
sygnałem powietrze
znakiem stopu marazm.
Lejce zaciśnięte
konia smagam wiatrem
lato przeminęło
jesień moim świadkiem.
Spowiednikiem myśli
grawitacją ciała
dopełnieniem Ciebie
trampoliną w żalach.
Epitafium dla Mohra Mendoga
Uwielbiałeś sztuczne kości
Zalizałbyś na śmierć Naszych Gości
Zajadałeś z psim smakiem sucharki
Umiałeś otwierać każde drzwi
Skacząc na ich klamki
Byłeś i zostałeś na zawsze
Wielkim mym przyjacielem
Obrońcą, powiernikiem mych smutków i radości
Mówiąc prostymi słowy psim opiekunem
Nie zaznałem nigdy od Ciebie żadnej przykrości
Nawet odchodząc z tego padołu
Dawałeś mi dowody swej nieskończonej miłości
Gdy umiera taki pies jak Ty
Już nie wystarczają same łzy
Świat staje się jakiś szary
Mniej kolorowe są sny
Coś się skończyło
Coś we mnie umarło
Słońce wschodzi i zachodzi
A ma miłość do Ciebie
Czarny psie nie odchodzi
Będzie trwać wiecznie
Gdyż cenniejszą jest niż życiodajne powietrze!
Ból był zbyt ciężki - nie uniosła
klęcząc w deszczu cierpiała
obejmując swą świętość
łzy rosiły pieluszkę
chciała komuś swój żal
ale jak ten ból rozdać
mgła tuliła współczuciem
i zawodził wiatr z jękiem
rozklejały się rosy
echo pierzchło z kwileniem
nieszczęśliwy jęk płynął
chciała tylko wyciszyć
cierń palący pierś w głębi
co uwierał kamieniem
rozrywając jej serce
przyszła rozpacz wyżalić
pochylały się wierzby
zapłakane nad wodą
i bezsilnym drżąc łkaniem
wraz szlochali - głaz dławił
nie uniosła - zbyt ciężki
i toń wody z szeptaniem
przytuliła na zawsze
kojąc z serca wyrwane
łzy miłości jak perły
z nieba krople ostatnie
tylko wiatr nie zapomniał
i rwie włosy w sitowiu
lilia wodna kołysze
wir jak własne przygarnął
gdzie nędzny cień ojca
będzie za nim się snuł
drążył myślą do dna
ten głaz dziecka niechciany
gryzł wiecznie - aż do końca
Słaba niewiasta.
Zniechęcenie smutek, niepokoje
chwilowy zamęt niepewność -
tak wygląda obecnie życie moje
zbyt długie noce, bezsenność.
Pokora uczciwość, wartość straciły
na nic się zdały moralne zasady...
podstęp intrygi i fałsz zwyciężyły
tańczą w kręgu z uśmiechem bladym.
Prowadzę nocne rozmowy z Bogiem
o życiu, które mnie przerasta,
którego już zdzierżyć nie mogę
prosi o pomoc - słaba niewiasta.
Liga Gentelmenów
Pomoc innym, dobre słowo
czasem kwiaty dla wybranki
pociesz, przytul czy wysłuchaj
rola z góry przydzielona.
Wino, spacer lub kolacja
nic nie zmienia tych relacji
rozmijanie oczekiwań
brak wzajemnej adoracji.
Drzewo wyschło w swoich próbach
nie rozłoży już gałęzi.
zwinięte skrzydła
zwinięte skrzydła nakryły tęsknotę
cienka, wątła tasiemka czasu
prawie zerwana
tylko ptak na gałęzi wie, czuje
i śpiewa swą serenadę
a oni czekają
w śródmyślach swoich zamknięci
jedno o drugim wpomina
wypuszczają diamenty
podnieceni wspominanymi obrazami
ufają życiu i wiedzą na pewno
rozwiną swe skrzydła.M.M.
RECEPTA
Przejscie po linie cwicze
Moge przejsc jedna noga
Trzy drinki
paczka papierosow
Czy pomoga?
Krzycze bezglosnie
Nie zostawiaj…
Mowie – odejdz
Bez zalu…
Z oczami otwartymi
Wprost pod bramy raju…
Tam duchy puchate
W piora przystrojone
Otocza Ciebie kolem,
miloscia obmyja
a ja zostane tutaj
z fotografia
I bede szukac recepty na
Milosc..
Słowo dziewicy
Ty sztylety zaostrzasz
celny strzał
krzyż
niema łąka
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 59
- 60
- 61
- 62
- 63
- 64
- 65
- 66
- 67
- …
- następna ›
- ostatnia »