Mój pies
On jest york
radosna dusza
wciąż wesoły
ogon puszy.
Uśmiech z pysia
mu nie schodzi
z całym światem on się godzi.
Lecz choroba
nawiedziła
i pieseczka wnet pobiła.
Biedaczysko w wielkich bólach
w szpitaliku w klatce tuli
się w kąciku .
Bardzo chora teraz psina
lecz nie jego jest to wina
na trawnikach rarytasy
zgniłe żarcia i frykasy.
Ten stół szwedzki jest niezdrowy
teraz piesek wszystkim powie
żeby z niego nie podkradać
nie chorować
nie podjadać.
cierpienie
ono skrada się podstępnie,
cicho,krok po kroku,
żebyś nie myślał człowieku,
że jest już tak dobrze...
szafuje bólem oszczędnie,
dawkuje go porcjami
by starczyło na dłużej,
by móc pastwić się nad swą ofiarą...
zabiera resztki świadomości,
odetchnąć nie daje,
na koniec wiedzione litością
utula zmęczone ciało...
Bezdomność serca
Dziś czuję się jak SDF,
coraz bliżej wiekowa średnia,
za dwadzieścia lat przeczytaj wiersz,
zweryfikuj czy się potwierdza.
Opisuje znów swoje emocje,
a każda z nich mnie uśmierca,
może ktoś dla mnie namiot rozbije,
dostrzeże do zmian potencjał.
Gdy nadchodzą noce zimne,
zaczyna grozić mi hipotermia,
zawieram swoje serce w wiersze,
poezja to moja jedyna twierdza.
Nie pomoże pogotowie społeczne,
nie odnajdę zgubionego szczęścia,
może ty jedna przyjmiesz dedykację,
powiesz - użalać się przestań.
Dedykuję Agnieszce Opolskiej,
w zamian za dedykacje,
autograf zostawiony w książce,
której główna bohaterka,
cierpi na podobne schorzenie,
które się zwie bezdomność serca.
TAK TRZEBA
Wypuść ten płacz
który gniecie trzewia
tak trzeba
uwolnij krzyk
niech łamie drzewa
tak trzeba
oczyść duszę
niech znów zacznie śpiewać
tak trzeba
a potem spójrz na niego
i przebacz
Serce na dłoni.
Porównywana do Madonny
każdy potwierdzić skłonny
bezgranicznie ludziom ufała
których za przyjaciół uważała.
Oferując serce na dłoni
w codziennej życia pogoni
pomoc chętnie przyjmowali
słowa dziękuję zapominali.
Z czasem zdrowie straciła
na bliskich przyjaciół liczyła
serce wciąż niedomaga kołacze
zawiedziona często nocami płacze.
bezimienny
niedomknięte noce
lampy ślęczące nad stołem
z wbitymi spojrzeniami
za głęboko oddycham utknąłem w przejściu
w miejscu jak rzeka co obok
przetacza cudze myśli
budzę się-lunatyk
co wciąż cofa dłonie
znad kolejnego snu
dzień pochylony jak sosna
nad morzem zachód odkroił z piasku
kawałek zmyślonego życia
NIECHAJ BĘDZIE ŻAL
Niechaj górom będzie żal
że mnie nie poznały
morze pełne groźnych fal
wypłacze ból swój cały
tęsknotą niech zawyje wiatr
że musiał mnie ominąć
okaleczony ten twój czas
beze mnie będzie płynąć
JESZCZE WCZORAJ...
Nieobecny jesteś
to tak bardzo boli
chociaż mieliśmy
razem zjeść beczkę soli
samotne myśli
biegną pustą drogą
pełne rozpaczy bo
spotkać się nie mogą
w każdym kącie
tęsknota się ściele
dziś jesteś
obcy
jeszcze wczoraj
przyjacielem...
Barbara Szuraj
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- 13
- 14
- …
- następna ›
- ostatnia »