Od ust do ust
Zmęczony po zmaganiach w sztuce kulinariów
Nie będę jadł. Będę patrzył jak jesz. W myślach
Mam nadzieję, że będzie smakowało. Smak
Zapach serca i duszy podany na talerzu
W potrawie, z myślą o Tobie
Nieważna ilość godzin spędzona w kuchni
Jeżeli masz być najedzona, bezpieczna
Spokojna, uśmiechnięta. Tego właśnie chcę
Zamysł nie z przepisów zaczerpnięty
Z głębi umysłu i troski
W małym pojemniku wielka rzecz na szczęście
Bez zwrotu pustych opakowań, dobro powraca
Wymiana serc, wymiana dusz w palecie barw
Docierających smakiem do naszych wnętrz
Od ust do ust
Czas cierpienia
Jestem z Tobą, w czas dobry i zły
Ty chorujesz, jak choruję. Ty cierpisz
Ja cierpię. Chcąc Ci pomóc, jakkolwiek
Niedobry stan duszy. Mojej także
Nie narzucam się. Jestem obok
Co by to nie było. Chcę, byś była zdrowa
Tak po prostu, najzwyczajniej. By było jak
Dawniej, gdy uśmiech Twój, nie ból głowy
Sprawiał nam obojgu radość, na szczęście
Stoję na rozstaju dróg. Martwię się
O Ciebie
Nie na pokaz, bo nie od dzisiaj się znamy
Nie jak dobrze, to jestem, a jak źle – radź sobie
Sama. Nie. To tak działa. Gdy u Ciebie choroba
Nie znam przyczyny. Mnie też to dotyka
Może tak ma być. Jeżeli cierpieć to razem
Nie mamy na to wpływu. Stan dusz
Niech tak będzie …. Cierpię
Dżinn (arab. جن)
Zawsze w cieniu. Gdy potrzeba jestem
Nie dla wykorzystania. Na wymianę serc i dusz
Wypowiedziane Twoje słowa budzą moją radość
Zamieniam je w spełnienie życzeń. Dla Ciebie
Jeżeli taka Twoja wola
Opiekun. Nie narzucam się. Z troską tylko
Czy czegoś Ci nie trzeba. Wiem, że powiesz
Wypowiesz te magiczne słowa, potarłszy o lampę
Moich myśli
Posiłek, projekcje filmowe, spacer. Zwykła rozmowa
Każda Twoja myśl jest dla mnie wielką przyjemnością
W smaku, zapachu, wizjach scen filmu, kawie
Jest wszystko. Co chcę Ci dać. Jeżeli tego pragniesz
Bez rozkazów na potarcie lampy. Tym różnica od Ala ad-Dina
Wypowiadasz myśli. Spełniam marzenia. W niespodziankach
Widząc zaskoczenie, uśmiech na Twej twarzy. Wielka radość
W moim sercu i duszy. Zamieniam myśli w niespodzianki
Nagrodą uśmiech i radość Twoja
I Twojego Dżinna
Szklana słodycz (Cтёклышки)
Zanurzam się w mozaice szkła słodyczy
Nie rani. Mile łechce podniebienie. Bo z serca
Kolor dobra, kolory szkła. Zamykam oczy
Jestem w szkle słodyczy. A szkło we mnie
Przed oczami Twoja koncepcja. Praca rąk
Faza projektu toni, gdzie mógłbym się zanurzyć
Analiza czułych punktów smaku, w moim organizmie
Bym poczuł, zasmakował. W tym co lubisz
Czym się dzielisz
Oczy jedzą. Umysł budzi się obrazem dzieła
Szkło podąża do głębi ciała, duszy, serca
By zapytać na głos. Czy boli, czy smakuje?
Lśniące kawałki szkła, wewnątrz obdarowanego
„Dziękuję” posłane gołębiem na parapet. Jest smacznie
Każda dobroć jest inna, każdy kierunek dobry
Mam uśmiech radości od Ciebie. Napisany na szkle
Szklanej słodyczy
Potrawa
Zastanowienie. Koncepcja. Kierunek. Składniki
Mycie, obieranie. Krojenie na części. Kolory
Mieszanie barw, czerwieni mięsa, z zielenią ziół
Zapach rąk od przypraw. Tworzy się coś pięknego
Czas spokoju. Cierpliwości. Dojrzewania w marynacie
Gotowania lub duszenia. Niech dochodzi ile zechce
Odwdzięczy się za kilka godzin lub kilkanaście. Nieważne
Dla dobrej kuchni nie ma granicy czasu. Końcem jest smak
Powonienie wyczuwa efekt mieszania się składników
Pierwszy akt sztuki w oparach, delikatnym buzowaniu
Pierwsza próba smaku. Jeszcze trochę. Mam czas
Wielki świat kreacji w garnku. Jak obraz, muzyka
Paleta barw ekspozycji na talerzu. Zapach. Smak
Końcowy wytwór ludzkiej myśli w oparciu o naturę
Smak dochodzi do przestrzeni ust, gardła, przełyku
Koniec. Kubki smakowe biją brawa. Jest pięknie
Gotowanie to piękna sztuka
Sztuka kreacji
Mam to, czego nie mam
Jestem tam, gdzie mnie nie ma
Wierzycie w to. Mam wasze poważanie
Kompleks niższości?
Próba dowartościowania
Nie mogę być sobą. Szarym człowiekiem
Nie miałbym wówczas tylu polubień
Maska na twarzy. Sztuka trwa dalej
Jestem fajny. Tak z odległości
Pomysł kreacji na teraz
Bez spotkań. Rozmów. Kontrola dostępu
Mam swoje pięć minut wśród społeczności
Prawdziwa twarz. Przed lustrem. Dla siebie
Po sztuce
W garderobie rzeczywistości
Projekt
Zaprojektowałem Cię. W marzeniach i snach
Pokazując inny świat. Niebo, słońce. Radość
Pobudzając zapach, smak, wzrok życia na ziemi
Dając ciepło do serca. Ogrzewając duszę. Jesteś
Kobietą
Masz ciało. Uśmiech na twarzy. Aktywacja projektu
Dotychczasowe funkcje wzmocnione. Większa siła
Umiejętności. Odporność na złe chwile życia
Powoli stajesz się posłuszna woli zdarzeń
Mam pilota. Wskazuję kierunek
Analiza nowego miejsca. Parametrystyka egzystencji
Adaptacja funkcji życiowych do nowego otoczenia
Poszukiwanie miejsc niezbędnych do przeżycia
Projekt rozpoczął misję przetrwania
Jesteś, czujesz, wierzysz. Uśmiechasz się
Zmiana danych systemu. Samoczynne myślenie
Brak kontroli sterowania. Idziesz tam gdzie chcesz
Czujesz ciepło moich rąk. Nie chcąc być lalką
W teatrze wielkich niewiadomych. Historii nieznanych
Projekt wymyka się poza obszar kontroli
Pod Twoją skórą uczucia. Nie bezwolnego automatu
Kobiety w planach posłusznej woli innych. Cel uświęca środki
Dla dobra nauki. Ale ty nie chcesz zostać manekinem
Rozbite szkło Laboratorium Miłości. Odchodzisz
Kto nad kim przejął kontrolę?
Po śladach
śnieg skrzy jak oczy po omacku
błądzę spojrzeniem przez chmury
bliżej słońca i ust wykrojonych z nocy
czyj duch wspina się kamienie unosi
myśli które zwiędły za długo czas
nosił w podartych kieszeniach
kwiaty rosną od końca
w kierunku serca na później
gdy melancholia przekwita
zostają jak zakładki w poprzek życia
zobacz noc nie przyszła
jej ślady jak kocie pazury
porysowały czas i moje palce
jak piasek przesiany przez światło
Listonosz
Poślij mnie panie z listami do gwiazd
Będę kroczył drogami dusz zmęczonych
Kołacząc w bramy zapomnianych miast
Śląc ciche prośby niebem urzeczonych
Kreski na krzywym pisane chodniku
Serce z ławki w łzawym wycięte parku
Ciszę przy uszach po buncie krzyku
Będę wysyłał co noc jak w zegarku
W okna spojrzę samotne, przymrużone,
Gdzie kocie ślą prośby o ciepłe poduszki
I w oczach Władka przemaluję żonę
Niech wyślą radośnie spalone racuszki
I gołębia grubego racz mi dać panie
I torbę na prośby i powóz lub sanie
A ja szybciutko troski wam rozproszę
Poutykam na niebie, w dal je pozanoszę
Rachunek sumienia
Pajęczyny zasnuły, sumienia ociężałe
Zepchnięte w najgłębsze, pokłady niepamięci
Jak mchem kamienie, zasłoniły całe
By znów nie chciały, wrogiej ręki znęcić
Unieś głowę, pozwól, złościom się rozpłynąć
I wrogom co legną, pod uśmiechem szczerym
Pomóż sztandar butny, niepotrzebny zwinąć
I w horyzont jasny, statku zwrócić stery
Połóż rękę na granit, chłodny tchem stuleci
Grzejąc kroplę wody, zaplątaną deszczem
Może twoje ciepło, w niej co warte wznieci
Kwiatem w innych dłoniach, wywołując dreszcze
Tak trudnym niepamięć, w nas samych wywołać
Uspokoić zemst hordy, własną czyniąc spowiedź
Z czołem uniesionym, ostatkiem sił podołać
sumień niezbrukanych, pełne ręce powieść
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- 13
- …
- następna ›
- ostatnia »