nauczycielka
nauczycielka
w południe hejnalista wytrąbił mnie z domu
na południe ruszam niepotrzebny nikomu
do zachodu słońca i dalej do księżyca
wschodu i dłużej, oby nie do końca życia
bieg przez pół nocy, po północy, precz ze spaniem
gnam, nie przepadnę, bo przepadam za bieganiem
zabiega mi drogę, ktoś będący w potrzebie
podaje rękę – wiesz, potrzebujemy siebie
ktoś, to ona, wyśniona, szczęście niedoznane
wyśpiewały ją ptaki, słowiki nad ranem
rany słowem zaleczy, na nowo nauczy
uśmiechu od ucha do miłości po uszy
Jak sen
W myślach cień
od dawna mieszkał,
tyle było strat.
W winie żal
utonąć nie chciał,
życie kradł co dnia.
Miasto spało, tylko on
stał i nucił coś do gwiazd,
potem do tańca
bez słów zaprosił mnie.
Tamtą noc
pamiętam dobrze,
inny był tu świat.
Z nieba czerń
ktoś srebrem przybrał,
obłaskawił wiatr.
Dwoje obcych twarzą w twarz,
kilka spojrzeń, jeden kształt,
a tuż przed świtem
zanucił jeszcze raz:
Ref: Poszukaj siebie,
nie pytaj gdzie i jak,
ze smutkiem zatańcz,
niech spadnie mu ponury płaszcz.
Wysłuchaj pragnień,
bo jeszcze mówić chcą,
już nie trać czasu,
pozbieraj sens i ruszaj w świat.
Przeszłam mrok,
przetarłam szlaki,
ale zniknął gdzieś.
Czy go spotkam
zanim każą
iść na drugi brzeg?
Żyję, kocham i mam cel,
tylko czasem smutno mi,
że nikt nie śpiewa
jak kiedyś mały elf:
Ref: Wciąż szukaj siebie
nie pytaj gdzie i jak.....
Anna Wiencek, Wuppertal 25.09.2011
Nowe słowa do piosenki zespołu Universe:)
http://www.youtube.com/watch?v=KJ6oOP37qrg
Zza okna
Zza okna
A deszcz pada,
rozrzuca smutki,
liści coraz mniej na drzewach ...
Jesień …
Chociaż złota - zza okna ją oglądam,
nie chcę przemoczyć butów ...
14 października 2011
zielonymi
zielonymi
zielonymi otwórz dzień
szmaragdami w niebo patrz
w trawę ubierz nadzieję
niech w sercu się zaśmieje
ja błękitem przeszyję
poczujesz się bezpiecznie
niebieskie będą wiersze
jak pocałunki pierwsze
turkusami przeczytaj
pod lazurem się ukryj
przytulone dwie barwy
świat nie może być czarny
zielonymi zamknij dzień
dobranoc od błękitu
zakochanych snów życzę
przytulając wciąż ciszę
Dzień, jak inne
Trudny akt zrozumienia. Lecz nadchodzi jasność.
Znów umysł różowieje równając ze wschodem
I pnie się coraz wyżej. Zadufane miasto
Każdy szczebel narracji omija jak kłodę,
Rozkrusza myśl w zaułkach gdzie pracują walce,
Które asfalt wygładzą na starym przedmieściu.
Latarnie pies obwąchał, obok pan z kagańcem.
Na obroży już wiszą aktualne wieści.
Dzień wziął się do roboty, producent pamięci
O intymnym wyrazie przegniłego dachu.
Resztkami z kropielnicy dałem się poświęcić,
Słońce stanowczym krokiem wędruje na zachód.
Tramwaje, brudny kibel, rozsypany tłuczeń,
Cień bezdomny na ławce. Po mieście się włóczę.
.
Bezsenności mojej
Coraz mniej miewam snów zapamiętanych
W których się obraz w kolory ubiera,
Najczęściej tylko ruiny, łachmany,
Jakaś kołyska, połamany kierat.
Łąka już nie chce zielonością tańczyć
W uwiędłych chwastach nie znajduję wspomnień…
Mówią, że album otworzyć wystarczy -
Sepiowe twarze milczą zbyt dostojnie.
Nić pokrewieństwa zrywa pamięć marna
Jednaka szarość na wszystkich cmentarzach,
Tylko nawyki utrzymane w karbach,
Litanię imion pozwolą powtarzać.
A czasem nocą – szelest, chłodny dotyk
Z półsnu się zrywam. Trzeszczą stare schody.
.
Krzesiwo
Kolejny dzień trwa Twoja wędrówka,
po ścieżce kroczy jedna, za nią druga noga,
czujesz się jak mała mrówka
w Wielkich Błękitnych Oczach Boga.
Czas na postój, zapada mrok,
coraz mniej dostrzega Twój wzrok;
Trzymasz krzemień w plecaku-duszy,
swój strach przed nocą chcesz nim zagłuszyć.
Na drodze znajdujesz krzesiwo,
ono roznieca iskry tak żywo!
Już złoty ogień pląsa coraz jaśniej,
na pewno do rana Cię ogrzeje i nie zgaśnie;
Aura od niego bije tak, że noc promienieje,
każdy widzi, że coś pięknego się teraz dzieje.
Rano wstaniesz jako pierwszy
z gorącym sercem bijącym w piersi,
a krzesiwo ściskają zamknięte dłonie -
- niech każdej kolejnej nocy czysty radosny ogień płonie!
Monika Żemajtys-
Ani Kasi:)
(Ania (moja chrześnica) jest znalezionym krzesiwem, które uderzyło o
krzemień - moje serce i roznieciło ogień radości )
I nadzieja ucichła z wiatrem
Leżał na bruku
bezpański,
samotny,
niepotrzebny.
Wiatr poderwał ku górze,
dał nadzieję
na opiekę,
na czułość,
na przyjaźń ... może miłość.
Nad rzeką przycichł,
upuścił ...
Bezszelestnie opadło istnienie,
osiadło na wodzie,
odpłynęło z prądem
samotnie.
A dokąd to ...?
11 października 2011
bez adresu
bez adresu
prostuję wymięte życie
gumką wymazuję wczoraj
na cztery marzenia
do koperty
wysyłam w przyszłość
Pierwszy raz
Nie mogliśmy się sobie wzajemnie nadziwić;
Wszystko pierwsze w igraszkach, dotykach i pąsach,
Nieśmiałość zabłąkana w myślach pożądliwych
Jeszcze walczy z pragnieniem, wstydliwością kąsa.
Niezbadany czas złudzeń, obaw i ufności,
Przytulony wzajemnie do własnego ciepła,
W nierozpoznanej głębi uśmiech już zagościł,
Obszar nocy we własnych zatrzymany piekłach.
W powściągliwości gestów, wśród zauroczenia,
Podążając przez ciało niewyzbyte dreszczy,
Zdumieni urodzajem utkwionym w spełnieniach,
Obejmujemy ciemność, aby trwała jeszcze.
Dojrzeliśmy w zachwycie spełnionego rytu;
Tyle zmierzchów przed nami i krawędzi świtów.
.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 182
- 183
- 184
- 185
- 186
- 187
- 188
- 189
- 190
- …
- następna ›
- ostatnia »