Bazar

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Różyc. Miejsce znane od dziecka. Za dnia
Wieczorem i w nocy. Pytanie od bramy
„Co potrzeba?” Jest wszystko. Jest popyt
Jest podaż. Jak cena? „Jak dla Pana ….”

„Pyzy, flaki gorące!” krzyczą Panie. Słoiki
Jedzenie, unikat. Nie znajdziesz w Warszawie
Jest benkiel dla „szczęśliwych” i naiwnych
Z wygranej. „Każdy dzisiaj wygrać może!”

Terkoczący karabin kupiony mi przez tatę
Pod wpływem. Z radości z posiadania syna
Dzisiaj zabawkowy. Jutro, kto wie. Może
Prawdziwy. Przecież z tym nie ma tu problemu

Sprzedaż pluszowych miśków. Podchodzi człowiek
„Ile kosztuje?” Odpowiedź taty „Spieprzaj, dziadu”
„Nie stać cię”. Nieogolony, zaniedbany wyciąga
Stos banknotów. „A teraz?” Nauka szacunku

Syryjskie fiolety garniturów. Syryjskie zielenie
Marynarek. Mój pierwszy samodzielny sklep
Do zakupów. Do czasu zmiany stadionu
Na Jarmark. Różyca dzieciństwa nie będzie

Takiego już nie będzie

Smerfetka

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Prowadzony od Targowej. Bez obrączek
Z „Lata w mieście”. Przez kobietę. Do domu
Mogłem wrócić sam. Nieporozumienie. Idziemy
Moja ulica. Odmienne podejście do sprawy

Te, smerfetka. Weź go zostaw, bo nie dojdziesz
Nie wiadomo co lepsze. Być odprowadzanym
Z „Lata w mieście”, czy w oczach mojej ulicy
Z Cyryla i jego metod. Gdzie smerfów wioska

Lala? Gdzie zgubiłaś mundurek? Tak idziesz?
W cywilkach? Puszczaj go, bo nie wrócisz
Długość ulicy, kamienna cierpliwość pani
Jestem w domu, gdzie szok czemu w obstawie

Niegrzeczny? Nie. Odstawiony przez Smerfetkę

Teren „Grubego”

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Poranek. Za oknem słońce. Piękna pogoda
„Gruby” na środku podwórza rozstawia krzesełko
Poranny przegląd prasy. Nim przyjdą koledzy
Przy śniadaniu kilkunastu w otoczeniu „Grubego”

Dochodzę do swojej bramy. Kilka czarnych BMW
Karki w skórach i ciemnych okularach. Ochrona?
Nie. Towarzystwo przyjechało do „Grubego”
Najważniejszym towarem jest informacja

Milicja też do „Grubego”? Powie ile uzna
Za stosowne. Wiedzieć, a powiedzieć. Cena
Za duża. Za małe dzieło. Poszli zatem. Baj
Dla taty – kolega z innego profilu działalności

Okno

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Blade światło dnia, szarość chmur, tynków
Czas wolno płynie wśród czerwieni cegieł
Każdy dzień podobny do poprzedniego
Zegar bijący krokami tych samych ludzi

Przez mgłę oczu w podwórzu Wehrmacht
Lub Kozacy z szablą nad proletariatem
Tłumy ludzi w opaskach z Gwiazdą Dawida
Stare mury klimatem tylko dla filmu

Odjechali. Cisza przerwana krzykiem kłótni
Spraw rodzinnych, brzękiem szkła, płaczem
Przeciągły wrzask, ostatnie uderzenie
Znowu tłumy, karetka, ktoś ją wypchnął z okna

Stary zegar nakręcany wedle czasu dnia sąsiadów
Wszystko ma odpowiedni czas i miejsce
Gruby z gazetą, potem z psem, kolegami
W odwiedzinach rzędy czarnych samochodów

Płomień słońca odchodzącego ze sceny
Swąd podpalonych śmietników, ogień w szybach
Codzienne zakończenie spektaklu na wieczór
Przyjechali, gaszą, jutro też się podpali

Zamykam okno, zasypiam wraz z pamięcią
Co jutro może być inne, kiedy dni podobne?
Ludzie, będą inni ludzie przed tym samym oknem
Z twarzy. Czas płynie tak samo

Domek

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Mały domek na dywanie
Wokół ściany już gotowe
Klocków barwy różnorodne
Tylko drzwi brakuje

Ręka mamy je dostawia
Przeze widać będzie wnętrze
Drzwi otwarte dom otwarty
Uśmiech dziecka dom gotowy

Wnętrze domu, spokój wnętrza
Mała radość w wielkim sercu
Wnętrze domu niespokojne
Wnętrze dziecka także

Mały domek na dywanie
Ściany razem budujemy
Bym miał radość, spokój w sercu
Co niestety utraciłem

Oczy

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Deszcz szkła na pościeli, rozerwane trwogą serce
Drżenie rąk, lęk krwi, czy to koniec wszystkiego?
Oczy widzą wszystko, w blasku dnia, w ciemności
Strach jest większy od nadziei na spokój

Krzyk, płacz, dołączam się w niepokoju
Krew, uniesiona dłoń przemocy, jest źle
Stoję, bo nie wiem co z życiem zrobić
Mam tylko 1,5 roku

Kamienica

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Stukot kołatki w drewnianą bramę, słychać już kroki
Otwiera dozorca, uniform jego zlewa się z nocą
Z mieszkania bieży, gdy w drzwi załomocą
… spóźnieni, z monetą w rękę, za fatygę
On śmieje się, patrzy i trzyma pod boki
Z bramy, minąwszy próg z budowy datą
Milczące rzeźb posągi z brodami
Przez drzwi oszklone, dywanem po schodach
Ku górze, drzwiom skrzydłowym, gdzie czas
Nie kratą przysłonięty, a pamięć na nowo
…. Zegar w pokoju nastawia
Przestrzeń pokoi, kafle pieców i kuchni
Skąd zapach herbaty z imbryka podawanej
Wśród rozmów cichych, karty szeleszczą
W tańcu pasjansów, dłońmi cioć Sapiejewskich
Brzęk szkła w kredensie i przy toaletach
Gdzie ciężki zapach kolońskiej tumani
W Stołowym właśnie kolację podano
Z dźwiękami sztućców, za oknem goni
Tramwaj ciągnięty przez dwa konie
Patrol kozacki, miarowym krokiem
Podąża ku Ciemno Wileńskiej
Jeden w prostocie, by spełnić potrzebę
Okrakiem stanął na praskim bruku
Już po kolacji, we śnie domownicy
Nie skrzypi podłoga, kredens zamknięty
Karty w pudełku, ogień pod płytą
Jedynie zegar myśli o czasie
Jak dozorca przed bramą lat dawnych
I tych współczesnych
Pamiętam

Łapanka

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Poranek. Toaleta. Śniadanie. Mundur
Szeroki pas, buty z cholewami. Czapka
Wychodzisz z kamienicy. Słońce na twarzy
Okupacja. Nie znasz dnia ani godziny

Władek wyszedł wcześniej. Konserwatorium
Wczoraj ćwiczył w domu na wiolonczeli
Na dzisiejsze zajęcia. Będzie dobrym muzykiem
Niech się stara. Będziemy się z Felą cieszyć

Nieopodal zamieszanie. Stoją budy na ulicach
Krzyki, płacz. Hitlerowskie kolby na ciałach
Podchodzisz bliżej. W środku widzisz Władka
„To mój syn”. Schodzi powoli z ciężarówki

Uścisk. Milczenie. Łzy. Twarda jest tylko skała
Gdybyś przyszedł kilka chwil później. Koniec
Drżenie ciał. „Chodź do domu. Do matki”
Strach i smutek powoli odchodzą w zapomnienie

Powiedzą, Policjant Policji Państwowej. Gdzie honor?
Dzisiaj w mundurze Policji Granatowej? Jest wybór?
Nigdy nie ma łatwych wyborów. Jest życie. Praca
Nakaz powrotu do służby pod karą śmierci. I syn

Uratowanie mu życia

Między duszą a światem

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Sen, spadam z okna zatrzymując się nad ziemią
Głośny stukot do drzwi, otwieram i boję się
Widząc nieznajomą Twarz, dlaczego nie mogę
Zrobić więcej niż umysł podpowiada

Blask świec, piwo, biegnę myślami
Do swego świata, z dala od codzienności
Na skrzydłach wyobraźni tworzę świat
Mój, którego nikt mi nie zabierze

Smutek nad Twoją chorobą, lęk o jutro
Chowany w duszy, modląc się o nasz świat
Uciekam w głąb, muszę wyjść byś mi nie uciekł
Boże … jeszcze nie teraz

Modlitwa

Autor wiersza: 
Marcin Bartłomi...

Tobie cierń korony, mnie ciało drutem kolczastym
Ty na krzyżu, mnie w dole pełnym wody, pozostaje
Modlić się o zbawienie moje i oprawców
Za grzechy wszystkich na tej ziemi

Niebezpieczni dla władzy, zbyt wiele możemy
Strach przed własną klęską powodem zatrzymania
Krople łez nieba nad Tobą, nade mną
Krew nieba, płacz dzieci, szum silników do lasu

Odkryj w nas głaz grobu, którego nie na
Zmartwychwstałeś, moje ciało gdzieś w lesie
Musieliśmy umrzeć za siebie i innych
W ostatnich słowach przed strzałem w głowę

”Ojcze Nasz, któryś jest w Niebie”