Czeremcha albo Kocanka z nad Orlanki .
Takie piękne dwa motyle . Niby trwają ledwie chwile dwie - nie . Zanurzone w źródle cienia piękne dusze . Smak istnienia niebywały - jakże różny a wspaniały . I w Valletcie się spotkały . Łąka inna niż te znane - nadal nic nie obiecane . A pulsuje absolutnie i ten wiatr ośmiela dłonie . Nie wątpiłam że tak jest i że takie niebo jest na osi czasu akurat w środku lasu . Usta przemówiły tkliwie trzy wyrazy - niemożliwie . Cała jesteś nietypowa taka cisza - rozbryzgowa . Nic sobie nie wymyśliłam - kiedyś także taką byłam . I tak o tym zapomniałam bo ze smutkiem pochowałam - opłakałam . I to miejsce na tej plaży owszem również mi się marzy niczym w strofach Jesienina . Pachnie czeremcha - świeci srebrzyście jak te trzy słowa . No oczywiście .