Pocałuj
jak w korcu maku tyle nas
palców u wszystkich dłoni
wystawionych na wiatr i pokusy
nie daj się słowom
czy opiszą zaklęcia wieczorów
owiniętych w ażurowe światło
milczenia którego treść
pamiętam każdego dnia
nie wspominam bo czas
nadal stuka o rynny przypomina
abym był wciąż taki sam
jak dawno temu pośrodku lata
na początku nadziei
W cieniu zimy
wiem że lubisz ciepło słowa z puentą i dłonie
zaraz jak rozpuszczą się na nich płatki śniegu
siedzimy bliżej jak gwiazdy
dzieląc światłem i rozmową
wiemy o sobie wystarczająco dużo
aby zdawkowość zabrzmiała autentycznie
czuję chwile cieszą się z prezentów
czasu który zamyka usta niedowiarkom
wiatr gada od rzeczy ma własne zdanie o przemijaniu
próbuję zapamiętać fraktale ze śniegu
smak mgły która przechowuje sny czerwone bombki z papieru
wspomnienie ciszy po wyjściu dzieci i starego kota
polującego na wieczność
Drobne przyjemności.
Nie muszę wstawać wcześnie rano
być kobietą zabieganą
jestem na emeryturze.
Nie potrzebna piękna pogoda
perfekcyjny makijaż uroda
nie straszne burze.
Pracuję kiedy mam ochotę
chodzę wszędzie na piechotę
kocham spacery i róże.
Dbam o drobne przyjemności
unikam kłopotów niedogodności
wypoczywam przy lekturze.
Inaczej
przyszły święta ozdobione kokardą
niebawem zaplącze się żółw
garbaty los dziadka
który zmarł przy oknie
do opon kleją się fragmenty psa
nie zdążył zaszczekać ani polizać ręki
mikołaj wypadł z sań a renifery
jak to czasami w górach
nie ciągną za miskę ryżu
pijany sąsiad ocknął się w rowie
z resztkami żony hosanna
w niebie szykują kocioł zupy
kolejka idzie wolniej
przybyło gęb do wykarmienia
pakujemy seniorów do szpitali
czysto i dadzą jeść
dom już sprzedany z żalem
ale darowanemu koniowi
wypijmy za zdrowie
narodzi się na szczęście
w boskim nie ludzkim
poświęceniu
Bliskość
zamykam oczy i widzę
cisza za stołem z gałęzią jabłek
w rogach chwile pogodzone ze staropanieństwem
haftują z mgły kołyskę
biciem serca zdradzam obecność
deszcz jak przyjaciel znajduje ujście w myślach
z piasku wymywa dziurawe muszle
banały w tekturowych pudłach
płacę za spokój i zamyślenie
kosztują krocie jak szafran
zbierany rankiem palcami z wikliny
wiem jak zgromadzić światło
gdy dzień dotyka twarzy
uwierzę jak zawsze
wraz z otwarciem okien
Aleja z kamieni
czy zasłużę na karę
gdy zapadnę w niepamięć
niebo blednie zasypia w kamieniu
zapomniany w czasie
przyszywam gwiazdy do płaszcza
ludzie jak wspomnienia
na twarzy słonecznego zegara
znieruchomiała brzoza
z warkoczem jesieni jak babcia
o którą upomniała się cisza
w grząskiej pamięci noc zostawia ślady
słowa przepełnione deszczem
A nad stawem deszcz pada
W zakątek gdzie płaczą wierzby przy stawie,
schroniły przed deszczem się mokre żurawie.
Zadumane nad dżdżu fantazją z mgieł wodnych,
zapomniały swych tęsknot do dzionków pogodnych.
A staw dumny z wrażeń nowe opery odsłania,
wody marszcząc wdzięcznie trzcinami się kłania.
Zasłaniając obłoki przed ciekawskim słońcem,
z ulewy finałem mocnym wieńcząc końcem.
I zmęczone stawy wzlatując w oparach,
żurawiom dzięki śląc siedzącym w szuwarach.
Za podziw nad urokiem deszczu nad wodami,
śpiewających kroplami arie nad ariami.
I tylko żal słońca, który od wiek wieków,
przez tłumy chmur gęstych przedrzeć się próbuje.
By deszczowych nostalgii zaznać cud uroków,
jaśniejąc nad stawem, troszeczkę żałuje.
czule
najdłużej milczę o matce
urasta przylega do ust i oczu
idę sercem bez końca
brzegi są tylko umowną granicą
gdzie można znaleźć bezużyteczne słowa
czas wyglądający przez okno
liczą się sny które opuściłem
dorosłe jak statek opływają pory roku
lipa zakwitła wcześniej
obok niej znalazłem część siebie
zardzewiały nożyk do przycinana róż
w ogrodzie matki
z prawie nowym na zadupiu
Karczemna awantura nie przystoi dziadkom do łupania,
zewnętrzną przetoką powitają rok.
Z rewitalizacją na ustach częstuję samoopalaczem.
Wyjątkowo placebo działa nie brudząc słońcem,
pomalowanej na żółto szklanki.
Rozpoznają prozopagnozję dzięki kontekstom
Babka ma za nic mało uczęszczaną duszę.
Sprzedała część domu gdy ściany zwietrzały
od pogwałconych norm.
She's got
każdego dnia
zostało wiele myśli
z twoim imieniem
pokutują w kamieniu
modlitwą i pośpiechem
ludzie wciąż spóźnieni
światło co w pamięci dogasa
przechodzę jak kiedyś po mnie
ścieżką wydeptaną z wiary
do końca jeszcze parę liści
zaraz porwie wiatr i rzuci
pod nogi
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »