Obiema rękoma

dobrze byłoby zamyślić obrazami zamiast
powietrza określić z oddechem nachylenie dłoni
bieg rzeki strącić w przepaść zakątek z obrusów
mgieł i zaplątanych pragnień gotowych kiełkować

od tego są słowa cień bramy pod nogami
nieba argonauci karmią zaczynem gwiazd
światło wyschło oplotło drzewa bardziej
zielone od myśli dojrzewają nocą

za dużo mówię między słowami bez
tajemnicy złapię chociaż kroplę nawet z piasku
odlaną z deszczu z defektem widzenia
dom w zakolu prowadzi ścieżką wprost w morze