Bez własnego zdania

tyle jest mnie ile zimy
gdy mruży oczy słowa milkną
nawet we śnie fale
zabierają z piasku połamane muszle
mniejszy o ułamki światła
wycieram z dłoni resztki dżdżu
przypisane chwile stoją za szkłem
przełamane w kolorze motyle
nie wiem czy wiatr klęka
przy drzwiach znalazłem klucz
otwieram okna jak oczy na ciszę
Opiekun

sen chroni podmuchem wiatru
wyczułem zapach ziemiopłodu jak mysz
ukrywam w sierści życie
dotykiem uczynić atut
z trawą przy samej ziemi
mój kolor przetrwa gdy noc
przetoczy się chłodem po twarzy
czuję jak myślą drzewa
zbyt wolno abym zapamiętał
gdy przyjdę nic nie mów
słowa tylko płoszą światło
Z powietrza

*
jeden dzień to mało
aby zrozumieć
ale co mi szkodzi
wsłuchać się w ciszę
która podchodzi pod stopy
zarzewiem słońca
*
dawno nikt nie kołysał
moich ust
wiatr spłoszył światło
i ptaki które chciały przysiąść
na gałęzi z piasku
*
poznałem już swój dotyk
ślady i oczy z tęczówkami wiosny
przede mną wydmy
i morze gdzie topię wszystkie słowa
o sensie
Z krajobrazem w tle

myślałem zmienię świat
z lewa na prawo ruchem dłoni
tylko przesypuję piasek i gadam do lustra
na biurku stos myśli
przewrócony wieczór jak zgaszona lampa
pijany śmieje się z nocy
wciąż ma tyle gwiazd do strącenia
w pełni wiosna i szklanka pełna zbieram żółte na pogodę
z duszą na ramieniu i bezdusznymi odłamkami niedalekiej wojny
z pokaleczonymi skrzydłami przelatujących ptaków
Za drzwiami

dalej zawracam
słońce z każdej strony i ludzie
gubią ślady w piasku
sny wokół drzew kałuże anemonów
z niebem bledną przebarwione światłem
zmieściłem świat w wyciągniętej dłoni
słowa z muszli w rozsypaną ziemię
splotłem palcami dni
nad wodą los rozpuścił włosy
odrasta cisza z miętą
Stan

z prawej strony wyglądam lepiej
przestrzeń gdzie bywam najczęściej
wiatr przewraca kartki z krajobrazem
w książkach opisują tylko znaczenia
spisuję sny pamiętają o mnie
słowa jak marzenia fal aniołowie
klęczą na piasku słuchają co mówi
do nich światło
najważniejsze dać się podejść chwilom
w szerszej perspektywie czas się nie liczy
starzeją się tylko oczy gdy zbyt często
patrzymy pod słońce
Przeszkadzaj

spójrz jak pięknie się mijają ci
co byli sobie przeznaczeni
J.Hartwig
nie mam wiele brzmi nieprawdziwie
mam rower którym jeździłem po miłość
wykręcałem czasy do miejsc gdzie byłem
w stanie uwierzyć w każdy sens
tyle drzew staje na drodze
ich wiatr przypomina o kwiatach
które układają się w słowa a kolorowy piasek
zostaje w oczach podobnie jak szum morza
gdy przewraca prawdę i zapewnienia
zbieram garściami mgłę
kamienie układam wzdłuż ścieżki
choćby po mnie miał przejść po niej
już tylko czas
Na powrót

boję się gdy zmieniam chwilę gestem
łatwo stracić panowanie wewnątrz
gubię pewność na pustej drodze
myśli lub tylko cienie gdy krzyknę
barwią sen niepamięcią
choćby małym palcem trzymam się rzeczywistości
części światła która zostaje za oknem
po upalnym lecie lub deszczu
który odnalazł drogę do serca
widzę za dużo jak skomle wiatr
gdy nie może wejść między drzewa
motyle w rozsypanej tęczy i słowa
które oprą się o dłonie
szczęśliwym zrządzeniem losu
Uważaj na siebie

jestem więcej niż mówisz
w źrenicy skupiam światło
nawlekam na słomiane palce
mylę znaczenia gdy obok dzieci
patrzą znad stołu co zrobię
rękoma jak zapałki łapię gwiazdy
trochę myśli znad rzeki zakręconej losem
nie ufam snom dotykam oczu
znajduję czas czasami słońce
pokrywa dachy liśćmi
w kształcie serca zbierają aniołowie
w złote puchary oklejają skrzydła
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »