Słoneczniki Vincenta


(do Vincenta Van Gogh'a)


Gdy spoglądam w lica twoim słonecznikom,
to jakbym patrzyła kilku słońcom w tarcze.
Ekspresja uczuć, wręcz emanują życiem,
nagle martwa natura nie jest już martwa.


Czuję ich lepkość w dojrzewaniu i spokój,
czy był twoim pragnieniem panie Van Gogh?
Twego życia pandemonium, jak scheda losu,
gdzie chaos twych myśli, niczym zabójczy grog.


Smutek pozostawiłeś gdzieś na duszy dnie,
kroplą farby zastygłej w kolorze brązu.
Wirujący tragizm spoczął na nocnym niebie,
samotność pierzchła na pochylony pień wiązu.


Pątnikując drogami, pejzaże przemierzasz
po płótnie, wraz z nieodpartą chęcią tworzenia.
Mistrz ciepła i światła, w którym łan dojrzewa,
po lęk w indygo i śmierć w szarościach, i cieniach.