między kalką a sercem
biegnie gdzie pieprz, gdzie ziele angielskie, anielski
uśmiech dziewczyny w czarnej sukience; nic więcej.
pustka pod skórą, bladą jak księżyc, co w pełni
blaskiem opala, dyktując wiersz na dwie ręce,
szczupłe tej samej, kiedyś w zielonej, zbyt krótkiej.
długo czeka na maj, na zapach konwalii
w południe; to niemało, szczęścia ułamki,
więcej z chabrów wypłynie i szarość zabarwi
do połowy, a reszta? starczy. ściąga czarną,
ubiera błękit, cuda dostrzega; żołędzi
deszcz, biedronki we włosach i wrzosy. wreszcie dłoń
chwyci za dłoń, a ja wypadnę gdzieś spomiędzy.