Cerkiew - życie po życiu. Niechciane czy wspólne dziedzictwo?



Cerkiew - życie po życiu. Niechciane czy wspólne dziedzictwo?


Od autorów.
Poniższy tekst powstał w odpowiedzi na informacje, jakie pojawiły się w mediach w związku z planowanym przeniesieniem cerkwi w Kupnej w inne miejsce. Można zrozumieć, że informacje takie, bez zarysowania szerszego kontekstu, wywołały liczne kontrowersje, zarówno wśród mieszkańców Podkarpacia, jak i w regionie warmińsko-mazurskim, gdzie cerkiew wkrótce ma się pojawić.


Część I


Cmentarz w Kupnej


moich cmentarzy zarośniętych latami
nikt nie pyta o ukrytą tożsamość
odeszli wszyscy także ci nielubiani
na krzyżach wisi uśmiercona miłość


dzikie wino okrywa uczucia nieznane
których nikt zrozumieć dziś nie chce
zaplątując losy historią zdeptane
wylewa swój żal prosząc o więcej


między drzewami snuje się barwinek
nostalgiczny nastrój żałobę nakłada
na zbielałe groby wapiennej kruchości
rdza ostatnie łańcuchy nienawiści zjada


tylko czarny kruk co czasy te pamięta
nagrodzony wiecznością za ciał rozrywanie
tych leżących pod lasem na drodze do Huty
tych płynących parami po pobliskim Sanie


zna całość odpowiedzi na moje pytania
o ludzkiej naturze w barwie czerwieni…
w myślach utkwiła korona cierniowa
i przybity Chrystus w Kupnej na drzewie


autor wiersza Janusz Śmigielski


Pewnej niedzieli, dwa lata temu, fotografując pierwsze oznaki budzącej się właśnie wiosny, przemierzając jej śladami łąki nad brzegiem Sanu, dotarłem do Chyrzynki, małej, liczącej zaledwie kilka domów osady, położonej w pobliżu moich rodzinnych Chołowic. Tuż przy polnej drodze, na niewielkim wzniesieniu, wśród drzew, w gęstwinie krzewów, zobaczyłem drewnianą cerkiew. Wiedziałem, że tu stała, jednak nigdy wcześniej w niej nie byłem. Sforsowałem splątane zarośla, odsunąłem wyjęte z zawiasów drzwi i wszedłem do wnętrza świątyni, słabo oświetlonego pojedynczymi promieniami słońca, wpadającymi przez okna pozbawione szyb, częściowo osłonięte deskami. Nie było podłogi, wzdłuż ścian kiełkowały skrzypy, z chóru wspartego na dwóch przechylonych słupach zwieszały się firany pajęczyn. Spoza chmury wirujących w powietrzu drobinek pyłu dostrzegłem na sklepieniu wyrysowaną wciąż wyraźnymi barwami scenę Zmartwychwstania i umieszczone wokół niej wizerunki czterech Ewangelistów, po lewej stronie nawy, pomiędzy oknami, polichromię przedstawiającą Pokłon Trzech Króli, po prawej zaś Chrzest w Jordanie. Ze stropu nad prezbiterium surowo spoglądał otoczony promienistym nimbem Bóg Ojciec…
Miałem wrażenie, że znalazłem miejsce, w którym słychać jeszcze szept modlitw sprzed przeszło półtora wieku. Tam o historii opowiadała każda belka. Czas się zatrzymał. Na chwilę. Trzeba tę chwilę wydobyć z niepamięci, sprawić, żeby przetrwała. Napisałem do Agaty Tarnas-Tomczyk, do Wrocławia, wysłałem zdjęcia. Postanowiliśmy, że założymy profil poświęcony cerkwi w Chyrzynce na jednym z popularnych portali społecznościowych. Obraz i słowo trafiły do ludzi, tych o otwartych umysłach i sercach, zdolnych docenić wartość odkrywania i rozumienia przeszłości. Także tej pogranicznej, trudnej, przesiąkniętej latami wzajemnych oskarżeń, pielęgnowanej niechęci, ukrywanej wrogości. Rozumienia ponad podziałami, jako części każdego z nas, tego co nas ukształtowało, z czego stworzymy podstawę dla przyszłych pokoleń.
Przede wszystkim pojawiły się pytania o przyczyny braku reakcji ze strony odpowiednich instytucji, ale również deklaracje pomocy, jakiejkolwiek możliwej. Szybko okazało się jednak, że mimo chęci i ogólnej właściwie przychylności, to nie tyle brak funduszy na przeprowadzenie odbudowy obiektu, co przeróżne względy formalne i prawne stanowiły zasadniczą przeszkodę. Kroki podejmowane indywidualnie musiały, siłą rzeczy, mieć dość ograniczony zakres. Konieczne stało się zatem znalezienie osób, czy organizacji, które mogłyby oficjalnie reprezentować potrzeby czekającego na ratunek zabytku. Tymczasem lato wyraźnie pokazało, jak pilne jest uporządkowanie terenu wokół cerkwi. Bujnie rozrosła roślinność ciasno obejmowała ściany świątyni, niemal wdzierając się do środka. Systematycznym odkrzaczaniem i wykaszaniem przycerkiewnych chaszczy, własnym nakładem sił i środków, zająłem się sam. Równocześnie, razem z Agatą, szukaliśmy wszelkich pomocnych informacji, rozpatrując różne możliwości działania. W ten sposób poznaliśmy Tomasza Gierulę z Łubna, wiceprezesa LOT „Wrota Karpat Wschodnich”, od kilku lat podejmującego prace renowacyjne na cmentarzach gminy Bircza i okolicy, także zainteresowanego losami cerkwi w Chyrzynce. „Wrota” planowały jej wydzierżawienie od aktualnego właściciela, mianowicie Nadleśnictwa Krasiczyn. Połączenie sił zaowocowało w listopadzie ubiegłego roku wspólną akcją zabezpieczającą świątynię przed zimą, w której wziął udział także Zdzisław Sierpiński z Krakowa, z żoną i synami, już wcześniej kilkakrotnie obecny w Chyrzynce w trakcie prac porządkowych. Zaś w marcu bieżącego roku, ogłoszeniem i pomyślnym przeprowadzeniem przeze mnie i Agatę zbiórki funduszy przeznaczonych na pokrycie kosztów pomiaru geodezyjnego, dokonanego w celu wyodrębnienia działki cerkiewnej z kompleksu leśnego, niezbędnego dla zamierzanego przez „Wrota” przejęcia nieruchomości.
Jest wszakże jeszcze jeden wątek tej historii, równoległy, lecz ściśle powiązany z losami chyrzyńskiej cerkwi, wątek cmentarny, specyficznie ludzki, ważny i niewątpliwie ponadczasowy. Otóż w maju zeszłego roku, na nieczynnym już, zapuszczonym chyrzyńskim cmentarzu, usytuowanym kilkaset metrów od cerkwi, przy drodze do niej wiodącej, natknąłem się na częściowo zniszczony, zarośnięty zielskiem nagrobek. Nie sposób go było ominąć, ani w dosłownym, ani też symbolicznym znaczeniu. Był akurat 30 maja, dokładnie tego samego dnia 1937 roku zmarła spoczywająca w tym miejscu Tatiana Szwed. Kamień przemówił? Odtąd zdarzenia przyspieszyły. Kilka dni później do Chyrzynki przyjechali na prośbę Agaty przedstawiciele „Magurycza”, wraz z założycielem i „głową” Stowarzyszenia, Szymonem Modrzejewskim. Nagrobek Tatiany i jej męża Grzegorza został fachowo odrestaurowany. Odwiedzono też cmentarz w Kupnej, gdzie był pochowany ostatni przed wojną chyrzyński proboszcz, ks. Ignacy Chylak, i wstępnie określono plany dalszych na nim działań. Obecnie już formalnie członkowi „Magurycza”, przybył mi kolejny teren do opieki. Tak oto ci, którzy odeszli dopominają się o pamięć u potomnych. Ile pamięci, tyle życia…
W ostatnich dniach maja bieżącego roku pojawiła się dla Chyrzynki nowa, zupełnie nieoczekiwana szansa odzyskania dawnej świetności. Pani Profesor Romana Cielątkowska z Politechniki Gdańskiej, przy okazji organizowania przenosin pozostałości cerkwi w Kupnej, zaangażowała się w ratowanie również chyrzyńskiej świątyni.
We wszystkim, zawsze najważniejszy pozostaje człowiek i droga, jaką podąża do realizacji wybranego celu.


Janusz Śmigielski


 


Część II



Czasami „życie po życiu” dotyczy i architektury. I tym razem historia jest długa i skomplikowana, jednak wszystkie jej wątki, jak w dobrej powieści, splatają się, powtarzają, mają swoje odpowiedniki, zmierzając do, mamy nadzieję, szczęśliwego celu.
Wszystko zaczęło się od kościoła gotyckiego w Mariance koło Pasłęka, który bez wątpienia uległby całkowitemu zniszczeniu, gdyby nie pomoc istniejącej przy UNESCO organizacji zajmującej się ochroną zabytków – ICOMOS (Międzynarodowa Rada Ochrony Zabytków). Mimo że działa w systemie „non-profit”, nie dysponuje żadnymi środkami materialnymi, a eksperci pracują nieodpłatnie, ICOMOS stanowi ogromny i ogromnie skuteczny organizm doradczo-organizacyjny. Rada zajmuje się przede wszystkim ratowaniem obiektów niejako ukrytych, które leżą zazwyczaj na uboczu: nie budzą powszechnego zainteresowania, nie przyciągają większej rzeszy turystów, a tym samym nie generują zysków. A przecież fakt, że z wyżej wymienionych powodów obiekty te nie znalazły się w żadnych rejestrach zabytków, nie umniejsza ich wartości ani znaczenia dla światowego dziedzictwa kultury materialnej.
I właśnie pod opieką jednego z komitetów Rady – Shared Built Heritage Committee (Komitetu Wspólnego Dziedzictwa) – w ścisłej współpracy z Wydziałem Architektury Politechniki Gdańskiej i Instytutem Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, znalazł się wspomniany wyżej kościół w Mariance. I czas był najwyższy: przez dziurawy dach do wnętrza ciekła woda, z mokrych ścian wypłukując ślady po gotyckich malowidłach. Mieszkańcy byli bezradni wobec dokonującego się w ich świątyni dzieła zniszczenia. Do ratowania zabytków bowiem potrzeba nie tylko ogromnych nakładów finansowych, ale również fachowej wiedzy i umiejętności konserwatorskich.
Pasłęk (woj. warmińsko-mazurskie), w sąsiedztwie którego leży Marianka, jest miastem niewielkim, ale pod wieloma względami niezwykłym. Na skutek zawirowań w czasie i po II wojnie światowej, dziś znajdują się tam świątynie obrządków: ewangelickiego, prawosławnego, grekokatolickiego, rzymskokatolickiego. Wszystkie te grupy wyznaniowe współpracują ze sobą, pomagają sobie wzajemnie, wspólnie troszcząc się o miejsce, gdzie żyją od pokoleń. To dzięki ich inicjatywie, wspomaganej przez księdza Jana Sindrewicza oraz burmistrza Wiesława Śniecichowskiego, przez kilka ostatnich lat działo się w Pasłęku i Mariance wiele. Dla kościoła w Mariance powstał szczegółowy plan zarządzania, który określił zakres i harmonogram wszystkich koniecznych prac. Zmieniono dach nad główną nawą i na wieży, i nareszcie deszcz przestał wymywać ze ścian gotyckie malowidła. Przeprowadzono zewnętrzne prace budowlane, w tym roku zostaną ukończone prace konserwatorskie przy malowidłach, rozpocznie się remont organów. Pracom konserwatorskim towarzyszą spotkania, wykłady otwarte, koncerty i konferencje. Kolejne roczniki studentów pomagają na miejscu, zaś na wydziałach architektury i konserwacji zabytków powstają na ten temat prace dyplomowe. Co wydaje się tu szczególnie znamienne: do II wojny światowej kościół w Mariance był zborem ewangelickim, a to oznaczało, że z chwilą pojawienia się tam po wojnie społeczności innych wyznań, znalazł się on niejako poza kręgiem ich troski. Ale jak się okazało – do czasu. Dziś jest już częścią wspólnego dziedzictwa.
Ponieważ w pracach powyższych uczestniczyli koledzy z ICOMOS-u z Rosji, Ukrainy i Niemiec, którzy dzielili się swoim doświadczeniem, z wolna nasze działania zaczęły zakreślać coraz większe kręgi i przenosić się poza granice kraju. Lista obiektów potrzebujących ratunku jest długa, i wciąż rośnie.
Przykład pierwszy. Przy okazji współpracy naukowej z Muzeum Kiriłło-Biełozierskim (Rosja), które jest jednym z największych muzeów w Rosji przeduralskiej, przez kilka sezonów przyglądaliśmy się bezsilnie upadkowi jednej z tamtejszych tak zwanych „czasowni” – drewnianej kaplicy, położonej w malowniczej, opuszczonej wsi Pasynkowo. Lato 2010 roku było ostatnim momentem, by ją uratować; po kolejnej srogiej, śnieżnej zimie pozostałby tam jedynie stos belek. Jeśli coś tam jeszcze w ogóle ocalało, a desek nie rozgrabiono, to tylko dzięki... smrodowi drewna, jako że przez kilkanaście lat w kaplicy znajdował się magazyn pestycydów i drewno do palenia w piecu było niezdatne.
Czym zasłużyła sobie na uwagę konserwatorską? Otóż „czasownia” pod wezwaniem św. Paraskiewy w Pasynkowie (XIX w.) charakteryzuje się unikalnym kształtem, który, jak przypuszczamy, pierwotnie stanowił część „tamburu” nieistniejącej już dziś cerkwi drewnianej, z czasem zastąpionej przez ceglaną. W chwili upadku kopuły, ów ośmioboczny tambur wpadał do środka – ale w całości. I taki, nietknięty, przez lata służył jako samodzielna miniaturowa kaplica – dopóki nie przekształcono jej w magazyn. Rekonstrukcja, wraz z przeniesieniem na teren Muzeum, zajęła nam (tj. grupie studentów, 3 specjalistom z Polski i cieślom rosyjskim) niespełna trzy tygodnie. Mało czasu, zważywszy, że do zakresu prac należało dokonanie dokładnych pomiarów, rozebranie i przewiezienie obiektu w nowe miejsce, a następnie postawienie go od nowa, wraz z konieczną w wielu miejscach rekonstrukcją. A trzeba tu zauważyć, że cały obiekt stawiany był według starych technologii i wykonany ręcznie, każda belka i deska została ręcznie przestrugana. Udało się.
Ta maleńka „czasownia” spełnia szczególną rolę. Obsługuje czynny cmentarz, gdyż stojąca obok wielka cerkiew jest jedynie obiektem muzealnym, dziś już nie sakralizowanym. A jako że jest to teren łagrów, „czasownię” w jej nowej lokalizacji postawiliśmy ku pamięci wszystkich Polaków, którzy zginęli w Rosji. Temu też poświęcona jest ikona zmartwychwstania, która przyjechała z nami z Polski. Zgodnie z obietnicą, która... łamie wszelkie procedury przeciwpożarowe, wolno w niej palić świece, i palą się nieustannie. Nikt też jej nie zamyka, mimo że jest to przecież teren Muzeum.
Dla polskich studentów, którzy pracowali przy przeniesieniu i rekonstrukcji tej drewnianej świątyni, spotkanie z innym obrządkiem i kulturą, a nawet praca fizyczna, jakiej to wymagało, były na pewno szczególnym przeżyciem, które pozostaną w ich pamięci na zawsze. Również dla mnie było to doświadczenie nie tylko zawodowe, lecz głęboko osobiste. Z jodłowych desek na podłogę zostały spore obrzynki – zabrałam je do Polski, wiele tysięcy kilometrów, gdyż pomyślałam, że będzie z nich piękne podobrazie pod ikony. Stały rok, czekając na dom. Ale teraz myślę, że one już wiedzą, że nowy dom dla nich się znalazł: Kupna, Chyrzynka, Godkowo…. Bo ikona działa, już jest w desce niezapisanej. To, co my widzimy, piszemy, budujemy, jest potrzebne tylko nam, ludziom…
Przykład drugi: Ukraina. Na posiedzeniu SBH ICOMOS zapada decyzja, że przenosimy opuszczony drewniany kościół z jednej z ukraińskich wiosek do skansenu we Lwowie. Od strony formalnej wszystko zostaje pomyślnie załatwione, w ścisłej współpracy z miejscowymi władzami i dyrektorem skansenu. W obrębie muzeum jest wydzielona część dla architektury drewnianej rejonu lwowskiego, jest tam wolny teren, gdzie obiekt można postawić, a co najważniejsze: jest dostęp z zewnątrz, tak by obiekt mógł pełnić funkcje sakralne jako codzienna świątynia. Nagle pojawia się problem: mieszkańcy wsi, w ramach sobie tylko wiadomej interpretacji zasad demokracji, postanowili, że kościoła nam nie oddadzą, mimo że sami uprzednio przez wieloletnie zaniedbanie doprowadzili go do ruiny. Trzeba było czasu i cierpliwości, czasu i spokojnej wymiany myśli, by mieszkańcy zrozumieli, że obcy ludzie, którzy nagle pojawili się w ich wsi, nie chcą im nic odbierać, a jedynie – ratować wspólne dziedzictwo. Duża w tym zasługa dwóch zwłaszcza osób: Lilii Onyszczenko-Szwec, konserwatora zabytków Miasta Lwowa, oraz Ołysa Dzyndry, artysty, człowieka o niespożytej energii i śmiałych pomysłach, które równie śmiało realizuje.
Z Kupną i Chyrzynką było tak.
Kilka miesięcy temu grekokatolicki ksiądz Andrzej Sroka z Pasłęka, który żywo uczestniczył w naszych działaniach wokół kościoła w Mariance, zwrócił się do mnie jako architekta, aby dla nowo formującej się parafii w Godkowie koło Pasłęka zaprojektować cerkiew w drewnie. Początkowo zgodziłam się, ale po paru dniach przyszła refleksja: po co projektować, skoro można przenieść coś starego, i w ten sposób stworzyć „nowe”, ratując „stare”?
Tak nawiązała się znajomość, a następnie z gruntu konstruktywna i owocna współpraca z dr Grażyną Stojak, podkarpackim konserwatorem zabytków. W krótkim czasie znalazła dla nas odpowiedni obiekt, możliwy do przeniesienia, czy raczej do pełnej rekonstrukcji – cerkiew w Kupnej (z 1729 r.) jest bowiem w bardzo złym stanie, elementy drewniane niemal w całości nadają się do wymiany, a wiele po prostu już nie istnieje.
Takie działanie to trochę jak miłość od pierwszego wejrzenia, co wkrótce potwierdziły pierwsze fotografie, jakie nadeszły wraz z dokumentacją. Potem do znanych już obrazów dołączyły emocje związane z dotknięciem belki, muśnięciem chropowatej powierzchni pobrużdżonego gontu – i już wiedziałam, że wiele poświęcę, by ta świątynia stała się ponownie godna i siebie, i świata.
Powoli ruszył mechanizm dokumentów, pozwoleń i wszelkich procedur związanych z przekazaniem obiektu, porządkowaniem terenu, a dalej z organizacją prac nad przeniesieniem i z zapewnieniem pomocy ogromnej rzeszy ludzi, niezbędnych przy tego typu działaniach.
Dlaczego Kupna jest taka ważna? Dla ludzi, którzy kiedyś zostali wysiedleni ze swoich sadyb i rzuceni daleko, w obce środowisko, a tym samym pozbawieni ziemi i korzeni, cerkiew pozostała niezwykle istotnym symbolem ich tożsamości i siły duchowej, pozwalającej im trwać przez wieki, znosić dobro i zło, smutki i radości. Pamięć o cerkwi była dowodem ciągłości wielopokoleniowych rodzin. Pamięć, a nie – materialny budynek, który opuszczając rodzinne miejsca, pozostawili za sobą. I teraz oto pojawia się szansa, by cerkiew przybyła do nich, by znowu była z nimi. Bo dla nich, mieszkańców Godkowa, małej, liczącej niespełna 300 mieszkańców wsi w powiecie elbląskim, w województwie mazursko-warmińskim, cerkiew z Kupnej nie jest ruiną. Oni nie widzą przegniłego gontu ani spróchniałych desek, dla nich to już jest cerkiew, a świadczy o tym choćby zachowany krzyż z sygnaturki. Te resztki materialnego istnienia są dla nich – i stały się dla nas wszystkich, którzy przy tym projekcie pracujemy - symbolem wielkich strat, jakie ponieśli, ale i nowego widoku na przyszłość. W trakcie spotkania w Godkowie, jeden z mieszkańców powiedział mi tylko, a może aż tyle: „Zmieniło się…”.
Nie wszystko zależy wyłącznie od naszej dobrej woli czy nakładu pracy. Podczas kolejnych wyjazdów do Kupnej spotkałam się z p. Grażyną Stojak i ks. Wiesławem Kałmarzem, i to oni stali się moimi przewodnikami. Wiele zawdzięczamy pani Alicji Perducie, bo to na jej ziemi znajduje się w Kupnej cerkiew, a nasz dług wdzięczności siłą rzeczy będzie jeszcze rósł, gdyż nawet jeśli się uda, co jest naszym zamiarem, wydzielić drogę dostępu ogólnego - gdyż bez tego ani my nie możemy podjąć naszej pracy, ani rodzina pani Alicji nie może spokojnie funkcjonować – nasze pojawienie się i tak wprowadzi w utarty rytm ich życia spore zamieszanie. Myślę, że te łamy to dobre miejsce, by Jej i całej Rodzinie podziękować za pomoc, wyrozumiałość i cierpliwość. To dzięki Niej nawiązał z nami kontakt Janusz Śmigielski, „dobra dusza” zapomnianych cmentarzy, opuszczonych cerkwi i uroczysk bieszczadzkich, a jak sam o sobie pisze: poeta, drwal, rolnik. Dzięki jego deklaracji, że na czas robót odda nam bezpłatnie do dyspozycji swój dom, stało się możliwe wszelkie działanie na miejscu. On sam towarzyszy nam i pomaga w mozolnym przygotowaniu pracy przy obu obiektach.
Bo obok Kupnej, niespodziewanie pojawiła się jeszcze Chyrzynka: dawna greckokatolicka cerkiew parafialna pod wezwaniem św. Szymona Słupnika, zbudowana z drewna w 1857 roku, trójdzielna, z szerszą nawą i prezbiterium zamkniętym trójbocznie, z pięknymi „rozpisami” wnętrz i urzekającym aniołem. Po wojnie opuszczona, przez pewien czas użytkowana była jako owczarnia. Los okazał się dla niej odrobinę łaskawszy, gdy w ramach prac zabezpieczających w 1994 r. wymieniono część podwalin. Obecnie jednak, ze względu na brak podłóg, drzwi i okien, nadal niszczeje i wymaga równie pospiesznego ratunku co cerkiew w Kupnej. Już pierwsze materiały ikonograficzne, na jakie natrafiłam w Internecie, nakłoniły mnie do działania. Nawiązałam kontakt z dr Joanną Arszyńską, która wraz z grupą zaprzyjaźnionych konserwatorów współpracowała z nami w Mariance. Odpisała niemal natychmiast: „Miejsce niesamowite i niesamowita ilość pracy już włożonej... Dobrze byłoby przysłużyć się uratowaniu.”
Ponownie zadać można pytanie: dlaczego to takie ważne?


Odpowiedź jest prosta: dlatego, że wierzymy, iż przyszłości nie ma bez przeszłości. Dlatego, że dziełom pracy rąk poprzednich pokoleń należy się szacunek. Dlatego wreszcie, że młodzi ludzie, którzy pracują razem z nami, mają okazję dotknąć prawdziwego piękna, uczą się je szanować, a ratując od zniszczenia i zapomnienia, nadają im nowy wymiar, wpisują we współczesność. Spotkanie z „nierzeczywistym” – z sacrum – może wpłynąć na całe ich przyszłe życie zawodowe: oddając pracę ideałom, nadają swemu działaniu głęboki sens.


Ot, i cała historia.


Kilka dni temu odbyło się spotkanie z mieszkańcami Godkowa. Przyszli wszyscy, słuchali z uwagą i powagą. Tak bardzo chcą, by to się stało jak najszybciej. Ponieważ na 19 sierpnia planujemy spotkanie w Chyrzynce wszystkich ludzi dobrej woli, oni, mieszkańcy Godkowa, już mają przygotowany autokar i wybierają się na wspólną mszę, która zostanie odprawiona w miejscu oddalonym o 700 km od ich domów – właśnie tutaj. W trakcie spotkania czytałam im wiersze Janusza Śmigielskiego, w jego imieniu, ponieważ sam autor nie zdołał dotrzeć. Cisza, skupienie i wzruszenie zebranych ludzi były poruszające. Na koniec po prostu długo klaskali…


W Kupnej, Godkowie, Chyrzynce nie ma kościoła, cerkiew w Chyrzynce czeka. Latem, gdy w okolicy pojawią się letnicy, cerkiew zakwitnie... Może spełnią się nareszcie słowa z wiersza Janusza Śmigielskiego:


Chyrzynka


dotknąć twojego drzewa zmurszałego latami
wyobraźnią zobaczyć w oczach klęczących łzy
pobożny lud śpiewał lecz jak ty też dawno zamilkł
córko pytam narodu gdzie są dziś twoje dni


schody zarosły lasem czas wykruszył z nich kamień
dzwony przestały wzywać swój lud do cerkwi drzwi
zostałaś opuszczona z umarłymi myślami
wierząc że cud się zdarzy i spełni twoje sny


zabiją jeszcze dzwony nutą proszącą świat
zbudzą ludzkie sumienia i staniesz się symbolem
choć prawie niemożliwe doczekasz swego dnia
jedność tworzenia sprawi że już nie będzie boleć


* * *
Kilka informacji:


Wszystkie prace na obiektach w Kupnej i Chyrzynce zostaną przeprowadzone w ciągu sierpnia.
Poprzedzą je przygotowania obu terenów do pracy i za ten etap odpowiada p. Janusz Śmigielski. (Kontakt: 603 106 144).
Za prace merytoryczne na miejscu, w sierpniu, odpowiada prof. Romana Cielątkowska z Politechniki Gdańskiej (Kontakt: 604 509 505).
Za całość prac konserwatorskich na obu obiektach nasz zespół odpowiada przed p. dr Grażyną Stojak. Będzie ona kontrolowała postęp i kierunek robót, jak również odbierała poszczególne etapy naszej pracy.
W sierpniu mierzymy cerkiew w Kupnej, przygotowujemy do przeniesienia, dokonujemy markowania obiektu oraz wywozimy do Godkowa. Zobowiązujemy się pozostawić po sobie teren uporządkowany, zgodnie z zaleceniem stosownych stron.
Ponieważ pojawiły się różne domniemania i plotki, podkreślamy, że nie zabieramy cerkwi w Chyrzynce. Mamy nadzieję, że dzięki wspólnemu trudowi uda nam się przywrócić tę cerkiew życiu i że mieszkańcy ją pokochają i dalej będą otaczać swoją opieką.


Zamierzamy wkrótce uruchomić w Internecie serwis informacyjny. Nim to nastąpi, już teraz pragnę podziękować zwłaszcza kilku osobom, a są to:
Aleksander Baczyk z Przemyśla (finansował zakup środków chemicznych do prac konserwatorskich w cerkwi w Chyrzynce);
Kazimierz Łesyk z Pasłęka (wykonał ramy okienne ze szkleniem do cerkwi w Chyrzynce);
Krzysztof Wutrych (wykonał repliki krzyży na cerkiew z Kupnej)
Ks. Andrzej Sroka (finansuje nasze wyżywienie podczas sierpniowego pobytu w Kupnej).


Dziękujemy!


P.S. Na koniec mamy ogromną prośbę do Państwa o uszanowanie naszej pracy i nie przeszkadzanie w niej swoją uwagą i obecnością. Teren obu cerkwi na czas prac zostanie wygrodzony, i tu także prosimy o wyrozumiałość. Zapraszamy do Chrzynki 19 sierpnia na liturgię.


Romana Cielątkowska



01. Krzyż z cmentarza w Kupnej.


 



02. Chyrzynka „Tuż przy polnej drodze, na niewielkim wzniesieniu, wśród drzew, w gęstwinie krzewów, zobaczyłem drewnianą cerkiew…”


 




 03,04. „…pomiędzy oknami, polichromię przedstawiającą Pokłon Trzech Króli, po prawej zaś Chrzest w Jordanie. Ze stropu nad prezbiterium surowo spoglądał otoczony promienistym nimbem Bóg Ojciec…”


 




05,06. Marianka „Zmieniono dach nad główną nawą i na wieży, i nareszcie deszcz przestał wymywać ze ścian gotyckie malowidła”.


 





07, 08. „Czasownia” z Pasynkowa .”…rozebranie i przewiezienie obiektu w nowe miejsce, a następnie postawienie go od nowa, wraz z konieczną w wielu miejscach rekonstrukcją.”


 



09. Cerkiew w Kupnej .”…Potem do znanych już obrazów dołączyły emocje związane z dotknięciem belki, muśnięciem chropowatej powierzchni pobrużdżonego gontu.”


 



10. Spotkanie w Godkowie. „Te resztki materialnego istnienia są dla nich – i stały się dla nas wszystkich, którzy przy tym projekcie pracujemy - symbolem wielkich strat, jakie ponieśli, ale i nowego widoku na przyszłość.”


 



11. Nowy krzyż do cerkwi w Chyrzynce podarowany przez księdza Andrzeja Srokę


 



Janusz Śmigielski


 



Romana Cielątkowska