Drugie dno (cz.2)

Autor: 

- Jak sie maś kochnie? – przywitał ją z uśmiechem jakiś facet, gdy tylko wyszły na ulicę. Zaniemówiła z zaskoczenia
Za to Magda z lekkością przesłała mu całusa.
- Znałaś go? – zapytała
- Coś ty, tutaj każdy tak wita Polki. Znają kilka zwrotów i w każdej sytuacji je powtarzają. Mają nadzieję, że albo coś u nich kupisz, albo umówisz się na wieczór.
- Nieźle – odpowiedziała trochę oszołomiona ulicznym zamętem. Pędzące samochody, non stop używające klaksonów, krzyki handlujących. Nie wiadomo czy się kłócą, czy rozmawiają żywo gestykulując. I faktycznie dokoła pozdrawianie, zapraszanie na szklaneczkę coli. Żywiołowy naród – pomyślała. Nim dotarły do plaży było już dobrze po południu. Wg przewodnika plaża znajdowała się w odległości 15 minut od hotelu. Im dotarcie tu zajęło kilka godzin. No ale, zwiedziła miasteczko, przedostały się przez targ. Ręce bolały ją już od odmawiania kolejnych poczęstunków.

Plaża Kleopatry…
- Hm… czy te kamienie jednak to taka atrakcja? Nie da się iść na bosaka. Szkoda. Lubiła bose spacery brzegiem morza, ale to nie nasz Bałtyk. Jest ciepło, to nie ma miękkiego piasku. Nie można mieć jednak wszystkiego – rozmyślała.
Magda została gdzieś w tyle też pogrążona w zadumie. Zdążyła już zauważyć, że dziewczyna udaje beztroską i wesołą, a tak naprawdę to chyba twardo stąpająca po ziemi kobieta. Dowiedziała się, że jest z Poznania. Pracuje w księgowości, w jakimś prywatnym biurze.
Zapłaciły za leżaki i wreszcie mogła słodko leniuchować w cieniu słomianego parasola. Bosko! – pomyślała.
- Jesteś les czy singielka? – kolejny raz strzeliła pytaniem Magda.
- Na pewno nie les – rzuciła – ale jestem tolerancyjna! - zaraz dodała, żeby ewentualnie nie urazić nowej znajomej.
- Nie, spoko, ja też tylko chwilowo bez faceta. Choć nie wykluczam, że ta chwila może potrwać. Mam wyjątkowo dość tych skurwieli. – zadumała się Magda.
- Tak, w życiu piękne są tylko chwile… A szkoda…
- A pieprzyć ich! Pić mi się chce jak cholera. Masz jeszcze wodę?
- No dwa łyki. Masz, ale jeden łyczek, drugi dla mnie – zażartowała
- Dawaj. Mmmm – wzdychała Magda z zamkniętymi oczami trzymając w ustach łyk mineralnej - Jak dobrze, ale mało.
Spojrzały na barek przy plaży. Kilkoro młodzieńców zaśmiewało się z czegoś powłócząc spojrzeniami za dziewczynami.
Żadnej nie uśmiechało się spacerować w bikini między tymi młodymi Turkami. Pić jednak chciało się coraz bardziej.
- Rety, zaraz padnę. Wypociłam ostatnią kroplę płynów z mego osłabionego całoroczną harówą organizmu – narzekała Magda
- Może pójdziesz zrobić zakupy? Co? Mogę nawet dać ci kasę – drażniła się z nią Kaśka – ja bym poszła, ale tak słabo znam angielski…
- Dobra, dobra, nic z tego. Wyschnę na wiór na tej riwierze, skonam z pragnienia wśród tłumu ludzi. Patrz na te wymalowane buby jak opychają się lodami! I to jest sprawiedliwość, a człowiekowi nie ma kto podać szklanki wody. Co ja mówię - szklanki – jednego łyka. Litości! Plis!
- One nie tylko są wymalowane, zobacz jak każda jest obwieszona złotem.
- Hello! Frau Pollen bitte! – nagle niczym zjawa pojawił się przed nimi uśmiechnięty młodzieniec z dwoma talerzami pokrojonego w kostkę arbuza obłożonego lodem – bitte frau – nalegał na przyjęcie deseru, wskazując na barek. Ich oczy zrobiły się ogromne ze zdziwienia, Zrozumiały, że otrzymały słodki upominek od szefa. Podziękowały wdzięcznie się uśmiechając.
- Jesteś pewna, że możemy to zjeść i nie musimy spędzać nocy z szefem? - śmiała się Kaśka
- Myślisz, że tak nisko nas ocenili? Talerzyk arbuza za noc? - dodała Magda
- Przecież nie targowałyśmy się
Roześmiały się.
- Teraz to mi wstyd, że nie poszłam po tę mineralkę – stwierdziła Magda
- Rety, on ratuje nam życie tym lodem – westchnęła błogo Kaśka zanurzając usta w chłodnej słodyczy.
- A swoją drogą to nieźle musimy już wyglądać, skoro zaczęli nas ratować.
- Wiesz, pewnie wolą stracić dając nam arbuza, niż mieliby sprzątać z plaży dwa trupy.

I tak mijały kolejne dni na codziennej wędrówce przez miasto nad morze, na rozmowach o niczym i leniwym wygrzewaniu się na plaży aż przyszedł czas wyjazdu do Izmiru nad Morze Egejskie. Pobudka o 4-tej rano. Pakowanie. Obsługa czekała z prowiantem przy recepcji. Spojrzały na swoje zapuchnięte, niewyspane oczy i zaśmiały się.
- Ktoś tu przyjechał, żeby się wyspać – droczyła się z nią Magda
- Cicho! Będę spała w autokarze, albo i nie…

Góry Taurus wywarły niesamowite wrażenie na Katarzynie. Ten brunatny kolor, przestrzeń.
- Nieziemskie te widoki – zachwycała się – Skała, bez lasów…
- Nie wspominaj przy mnie słowa „las”. – rzuciła Magda
- Że co? Niby to czemu?
- Jesienią umówiłam się na grzyby z takim jednym. Piękne wrześniowe popołudnie. Zaparkowałam na parkingu pod lasem. On już czekał. Bałam się trochę, bo faceta widziałam trzeci raz w życiu, ale coś mnie do niego ciągnęło. Od razu musiał wziąć mnie za rękę, bo wiesz, potykałam się o mech – zaśmiała się – cisza, słoneczko sprzyja zwierzaniu i poznawaniu się. Opowiadał o sobie, o swym dzieciństwie, szkole, śpiewał ulubione piosenki, a nawet wyrecytował kilka wierszy. Wygłupialiśmy się. Z każdą chwilą byliśmy coraz bliżej. Pokazał jak można całować rzęsami, później całował moje oczy… Ech… - odpłynęła we wspomnieniach
- To co takiego się stało, że teraz warczysz na wspomnienie lasu? – dopytywała się Katarzyna
- No właśnie. Odpłynęłam. Łapiąc oddech przed kolejnym pocałunkiem rzuciłam, żeby coś powiedzieć mądrego – znasz ten las? – a ten – Ja? Nie. Myślałem, że ty znasz. Jak to usłyszałam, to wróciłam z szybkością F16 do rzeczywistości. Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Zajęta pilnym uczeniem się całowania, przestałam zwracać uwagę dokąd idziemy.. Zapadał zmierzch. Dookoła las. Rano do pracy, a do tego moje auto gdzieś tam samo stoi. Booooziu.
- Nieźle. Ludzi żadnych?
- Do tej pory akurat ludzi to omijaliśmy – skrzywiła się – Ruszyliśmy przed siebie. Nadal trzymał mnie za rękę, ale ja już miałam dość. Coraz bardziej bolały mnie nogi. A ten mówi, że w aucie ma gps, ale z wrażenia zapomniał go zabrać. Po godzinie wyszliśmy na jakieś działki. Domki letniskowe. Teren zupełnie mi nieznany. Jakiś facet kosił trawę. Podszedł do niego, coś pogadał i na szczęście facet zostawił kosiarkę, wyprowadził swojego scenica i podjechał do mnie. Podwiózł nas na parking, gdzie czekały nasze auta. Wszystko by nie było jeszcze źle, ale jak spojrzałam na faceta, to rozpoznałam szefa działu kadr firmy mającej siedzibę w tym samym wieżowcu. Głupio mi się zrobiło, ale nic. Wysiadamy, podziękowania, a kadrowiec rzuca – o widzę, że są tu dwa samochody, to jeszcze ktoś w lesie jest. A na to ten mój – a nieee, to nasze samochody. Wie pan, taka randka w ciemno. Myślałam, że zapalę się ze wstydu. No czujesz to? – poważna firma, a tu taka wpadka po godzinach.
- Jak mniemam drugiej randki nie było – stwierdziła Kaśka
- A wiesz, że nawet była. On był taki czuły, wrażliwy, szczery. Takie uosobienie kobiecych marzeń. Zawsze wysłuchał, zgadzał się z tobą, siła spokoju, wyskoczył z auta żeby otworzyć ci drzwi, kwiaty, przytulne kawiarnie... Czułam się jak królewna...
- Ale jednak „był” – wtrąciła
- Niestety, jak sam powiedział kiedyś, każdy ma swój rewers osobowości, coś co skrzętnie ukrywa przed innymi – mówiła dalej Magda.
- Drugie dno – zamyśliła się Kaśka

Powróciły wspomnienia. Pamięta jak kiedyś nawet szukała w necie wyjaśnienia tego powiedzenia.
Znali się od kilku miesięcy. Gdy go poznała nie marzyła już o dziecku. Pogodziła się z myślą, że to szczęście nie dla niej. Nie było to łatwe. On od początku znajomości opowiadał o swych marzeniach o synu. Synu, który - teraz to już wiedział - miałby jej oczy i jego kręcone włosy. Namawiał, przekonywał by zrobiła badania, snuł opowieści o wspólnej przyszłości.
- Podarowałaś mi dziś cudowny, niezapomniany wieczór, a takich wieczorów przed nami jest tak wiele… całe życie. Tak mi dobrze z tobą – słyszała często - Uległa wizji. Uwierzyła, że wszystko przed nimi. Zrobiła badania. Pamięta jak w czasie wizyty u lekarza zadzwoniła jej komórka. Zapomniała ją wyłączyć. Spojrzała na numer. Wystraszyła się, że może coś się stało, bo to on dzwonił. Przecież wie, że teraz jest w gabinecie. Czemu dzwoni? Przeprosiła, odebrała.
- Tak, coś się stało? – spytała nerwowo.
- Kocham cię i dzwonię, żeby ci to powiedzieć. Nie denerwuj się mój diamenciku – mówił
- Nie mogę teraz rozmawiać, oddzwonię – szybko zakończyła zastanawiając się czy doktor słyszał rozmowę – szaleniec – pomyślała i uśmiechnęła się z miłością w oczach.
Czas oczekiwania na wyniki dłużył się niemiłosiernie. Akurat przebywał w delegacji poza granicami kraju, gdy je odebrała. Było dobrze! Niecierpliwie wstukała treść sms żeby mu przekazać szczęśliwe wieści.
- Wyniki są dobre. Wszystko ok. Kocham Cie.
- Kochanie, nawet nie wiesz jak się cieszę. Całą drogę modliłem się żeby tak było. Cóż za ulga. Matka Boska nam pomogła.
Czuły, wrażliwy, taki opiekuńczy, inteligentny, niepijący – czego może chcieć więcej kobieta? Jednak i dla niej było przeznaczone szczęście – pomyślała któregoś dnia przed snem.
W nocy obudził ją dźwięk odebranego sms.
"Tak bardzo tęsknię za Tobą, aż się boję, że zwariowałem na Twym punkcie".
Uśmiechnęła się i spokojnie zasnęła.
Po pracy mieli się spotkać, ale cały dzień był nieuchwytny. Pewnie coś w firmie się działo.
Po południu napisał, że jest bardzo zajęty.
Trudno – pomyślała rozczarowana. Następnego dnia też nie miał czasu… I następnego…
- Co jest? O co chodzi? Zapomniałeś już o mnie – zażartowała – a może to koniec? – dopytywała.
- Księżniczko, zrozum, że jestem bardzo zajęty, tyle się dzieje codziennie. Oczywiście, że z nami wszystko w porządku – mówił, ale jego głos był jakiś jakby inny. A może tylko jej się tak wydawało.
Mijały godziny, dni. Już wiedziała, że to nie mogą być problemy firmowe. Napisała do niego. Płakała. Pytała dlaczego tak z nią postąpił. Przecież ona nie zabiegała o taki charakter ich znajomości. Przecież wiedział jak długo nie chciała ulec tworzonej przez niego iluzji.
W dniu swych urodzin otrzymała odpowiedź.
- Czego ty chcesz? Codziennie mam Ci pisać, że za Tobą tęsknie, przecież tak szybko się nie zapomina. Jesteś mi bardzo bliska. Sądzisz, że zależało mi tylko by się z Tobą zdrzemnąć? Nie doszukuj się drugiego dna, tam gdzie go nie ma!
Łzy napłynęły jej do oczu. Minęły lata od tamtego czasu, a jednak nadal boli.
- Hej! Kaśka, wszystko w porządku? Źle się czujesz? – otworzyła oczy i zobaczyła wystraszoną twarz Magdy.
- Tak, tak. Wzruszyłam się patrząc na Taurus. Wiesz, kiedyś marzyłam by zobaczyć Wielki Kanion. Myślę, że jest on podobny do nich. Ta barwa, powietrze, wiatr… Tam na pewno też tak jest... Nie muszę już oglądać… Kanionu – uśmiechnęła się smutno i odwróciła do szyby autokaru.