Życiorys 2

tato się śpieszył rano do pracy
i choć zmajstrował talent tak wielki
pewne detale lekko wypaczył
w szkole dostrzegli drobne usterki

lecz pedagodzy też w świecie baśni
zamiast obudzić gdy geniusz drzemie
chcieli zalety te zaprzepaścić
zawsze ściągając z wyżyn na ziemię

z matmy liczyłem dobrze wagary
nad resztą umysł już się nie głowił
w miejsce lektury szkolne kawały
to jest przepiękny kawał historii

wybrałem najpierw zawód rolnika
samo wyrośnie – myśl była dobra
będę mógł w polu nogami fikać
jednak łopatą ciężko zaorać

szpadel się przydał do melioracji
budować tamy jak rzeczne bobry
taplać we wodzie jak dzikie kaczki
wielkie nadzieje znowu zawiodły

chciałem spróbować pracy przy smole
gorąco było niczym w Afryce
łatałem dziury cierpiąc niedolę
nadwyrężyłem mój prawy biceps

kolejny zawód – już mnie to złości
najlżej jest w ręce utrzymać kielnię
zepsuł mi pomysł lęk wysokości
chociaż po dechach skakałem dzielnie

na gryzipiórka się nie nadaję
znowu dylemat - lęk mnie ogarnął
lecz myśl genialna - przecież zostaje
lekka przyjemność – renta socjalna