Sam nie wiem...

Wiesz, dzień dziś jakiś taki, sam nie wiem...
Pogoda, ciśnienie - wyjaśniasz w dwóch słowach,
Może, sam nie wiem...

Wiesz?, już zrozumiałem.
To nie dzień jest nie-taki.
To epoka.
Dziecko podaje diagnozę.
Pokazuje mi tańszy zamiennik na depresję:
Samo przez siebie staje się dla mnie lekarstwem.

Więc się uśmiecham, jak głupi do sera.
Robię dziecinne rzeczy:
Gram w kulki i zakładam rajtuzy, aż po pachy,
Próbuję zjeżdżać na sankach tyłem, a kiedy się przewracają, z lubością tarzam się na sam dół,
Choć fizyka tego nie wymaga.

Tylko ludziom wydaje się, że u mnie w domu, to nie wszyscy zdrowi.
Lecz sami mają objawy dziwnej choroby: człowieko-wstrętu.
Nasila się w windzie i autobusie.
Coś im się dzieje wtedy z oczami: mogą patrzeć tylko w sufit lub pod nogi.

Ale ja się śmieje do nich. I wiem, że to Mały Książę ma rację.
Wiem.
Skąd?
Sam nie wiem...

Może po drgającej, nitce uśmiechu na zaciśniętych wargach?