Coraz bliżej zmierzchu

Coraz bliżej zmierzchu

Z nadmiaru własnych rzeczy wyszukuje wszystkich
Którzy nie chcą powietrza. Wystarczy im kamień.
Rozpoznane są straty, podliczone zyski,
Tylko czasem chłód jakiś szarpie moje ramię.

Mijam się sam ze sobą, potykam o siebie,
Zatrzymuję na kształtach które nic nie znaczą,
Lub od słowa do słowa usiłuję przebiec
A one drżą po kątach, bojąc się i płacząc.

Oprowadzam wspomnienia po własnej pamięci,
Zapomniane zaułki porośnięte kurzem,
Jeden strzęp się ożywił, lecz inny uśmiercił,
I tylko wciąż wędrówka jakby trwała dłużej.

Powiększam pod soczewką co jest i co było;
Pęka mur i z dnia na dzień coraz większy wyłom.

.