Don Kichot

Za oknem widzę niebieskie łuny - to pioruny,
nadchodzi czas ulewnej lipcowej burzy,
duszne lipcowe powietrze widocznie służy
mojej podróży, której celem własne wnętrze.

Słyszę odgłosy grzmotów na drugim piętrze,
długopis jest gotów zapisywać myśli prędkie,
znowu w notatniku kreślę coś naprędce,
stek bzdurnych myśli, które mojej ręce
przekazał układ nerwowy, a aksony
z mózgu przetransportowały, co moje neurony
pomyślały, więc zapis jest trochę spóźniony.

W mojej głowie się rodzi potok myśli nowy,
znowu coś przychodzi do mojej głowy,
jakiś czytelnik nowy zamknie to w ramy
komentarza, który właśnie jest pisany,
po chwili zastanowienia nad treścią.

Za oknem obserwuje burze ulewną,
widzę powłokę obserwowanych chmur grubszą,
próbuje to opisać czarny tusz - prawą ręką
trzymam długopis i pisze nim cienko.

W sumie myślę, że coś nie tak ze mną,
przywdziałem starą duszę romantyczną,
przypatruje się kreślonym tekstom,
współczesność operuje inną słów matrycą.

Znowu zdobywam się na bezczelność,
teksty o własnych uczuciach pisząc,
bo z bezdusznością świata walczy Don Kichot.