nawias

ważność chwil nie dorówna chmurom
z wysoka oczy wzbierają deszczem
słoneczniki rozdają czarne pestki
żółtą dłonią

na drzewach wiesza się wieczór
można znaleźć niepewność
w kapliczkach wiarę z wiatru

koniec drogi już na początku
mało zachłanny
milczę z wybranym cieniem

stać na wrażliwość
kłuje przez papier
jak berberys zimą przysypany śniegiem
mgłą ułożoną do snu

jestem wart swojego losu
paru innych zerwanych nocą
gałązek piołunu