wiersz

przebudził się w przerwie
między jedną a drugą nogą
na drodze do szafy
po drodze do torby pachnącej chlebem
w palcach na chwilę się zatrzyma
zamyśli się niebem i spadnie deszczem
w oczach patrzących przez okno
będzie długo czekał na znajomą sylwetkę
odjedzie samochodem wyciągając horyzont
w długą wstęgę parnej szosy
będzie między złożonymi dłońmi
a tym który wysłucha
w każdym półcieniu między pręcikami kwiatu
na drogowskazie do niedalekiej wsi
otoczonej łąkami pełnymi kaczeńców
w rzece rybą która podpływa do kamienia
oraz w atomie tego kamienia
w którym wirują miniatury światów
na linii strzału i w odgłosie padającego
któremu winę
udowodnił nie mniej winny
w ostatnim westchnieniu
jest też w zrozumieniu
pełnym raf własnego ja
oraz w wielkim głodzie miłości
której każdy pragnie
a tak niewiele może jej sam ofiarować
zawsze od do
taki drobny spójnik
Bóg wszystkich poczynań