unoszenie

mgła ustami pełza
dach ściąga jak tajfun w podróży
przy kolacji para świec
rzuca cień na przyszłość

ufam chwilom gdy stoją w bezruchu
o twarzach wystygłych ciągłą przemianą
znowu jestem młodszy o zimę
co ulepiła ze śniegu oczy

wiatr usłyszał ale zapomniał
w przeciągu prostują kości drzewa
listy czy liście w bursztynie milczą
słowa porzucone na progu