cienie drzew
wymyśliłem gdy zbierało się na deszcz
kwiaty pod powiekami
zakwitły wielobarwnym spojrzeniem
w miejscu gdzie przedostatnim razem
zachwiałem się pod dotykiem dłoni
ulepione z wosku chwile
wygięły koci grzbiet z ostrą turzycą skóry
poznałem po słojach pochylona
otwiera skrzypiącą furtkę
pachnie jak kiedyś zielenią skoszonej trawy
snem który przyśnił się rano
myślę o czasie który tylko przemknął
cieniem jabłoni
zamyśloną wieczorem rzeką