liczę do trzech lub więcej

nalegałaś abym trwał za tobą
gdy staniesz się inna
w objęciach chmur bardziej myślą
zaplątaną w chwytliwe pnącza dzikiego wina

nikt nie rozmawia o zapałkach
rozgrzewają się jedna od drugiej
aż do ostatniego niepotrzebnego gestu
który z klamką w dłoni uśmierza bezradność
koktajlem Mołotowa

zsumowałem siebie z przyzwyczajenia
pojawia się po każdym większym znieczuleniu
znowu zamarzę lub odwrócę się na pięcie
podejdę do nieznanej osoby śpieszącej
na spotkanie ze smogiem z kluczem
na niedoskonałość