neurastenie

noc gryzie ramię nie mogę odpocząć
z trzewi opasłej pamięci wypadają słowa
skradzione rozmowy na ustach pyłki
z łąk co pod sobą w beztroskim wzburzeniu
miarą jaskrów wytyczają ścieżki

południe grzeje plecy w kucharskiej czapce
odgrzewam światło gdy księżyc zostawił
pysk bezzębnej szalupy przywitał rozbitek
na dnie pustej szklanki okupionej skargą

stary chociaż w czasie aktywa i dach
już przeciekł podszyty deszczem sprostam
ciśnienie ulic na brzeg wyrzuci wyliniałe słońce
kamienie wyjęte z butów daremną przestrogę