Tak mało...

Mgłą moich oczu, tulę twoje dłonie,
czerwienią ust malują się pęki piwonii
tląc się lękliwym ogniem, miedzy nami.
Od niebios podarowanymi bramami,
przepływamy chwilą, utkaną z dotyków.
Po nieodkrytym ciele, obcym sobą, czuję
jedności wspólnej pieśni i szeptu, w nowiu
poczętej księżycowej nocy, snujemy
bezprzytomnych dialogi, bez słów,
bez snów, brniemy gdzie bogi ucztują,
by znów wrócić, na człowiecze pola
i czekać, i czekać, na ciebie, na siebie
choćbym musiał sto lat, sto lat.