W obcej skórze

już nie patrzę w oczy kwiatom
zbudziły ptaki w czerwonym upierzeniu
czuję bardziej jak doskwiera wiatr
burzy spokój misternie ułożonych dłoni

w pół drogi zawracam niepewność to przyczyna
powód aby zejść ze ścieżki na skraj przeczucia
gdzie spadł ostatni kamień przewrócił cienie
motyla który skrzydłami przesłaniał myśli

przyleciały ćmy każda wierzy w swoje światło
początek gdy sen przywraca nadzieje
blask nie drażni oczu jak choroba
dzieli z życiem wspólne łóżko i okno
z widokiem na zapuszczony słowami ogród