Nie tak

Autor: 

 

 

Pierwsze dni lata. Wolne w pracy. Człowiek aż chciałby się napić tego powietrza, tej swobody. Niedługo wyjadą na urlop, zostało kilka dni na przygotowania, więc postanowiła je wykorzystać na zrobienie badań profilaktycznych. Była od 5-ciu lat mężatką. Krzysztof był od niej starszy, po rozwodzie. Nie mieli dzieci. Jak to w życiu - różnie się układało – czasem słońce, czasem deszcz. Czuła jednak, że Krzysztof ją kocha. Dawał jej tyle czułości. Był taki dumny z niej. Uwielbiała szczególnie te sobotnie i niedzielne poranki, gdy rozleniwieni mogli dłużej pobyć w łóżku, czas nie gonił do pracy.  On tez wtedy był jakby inny, nie rozmyślał o przeszłości, nie mówił o problemach zawodowych, był taki „zupełnie jej”. Ach, zebrało ją na analizy – otrząsnęła się stojąc pod prysznicem, jeszcze spóźni się do lekarza. Zakręciła wodę i zaczęła się szybko wycierać. Dzień był upalny. O 14-tej była umówiona na usg. Spojrzała na telefon. „Masz wiadomość” – migała kontrolka.
Co porabia moje śliczne kochanie? Jedź ostrożnie, nie szalej. Kocham Ciebie – odczytała wiadomość i uśmiechnęła się. Nie miała już czasu odpisywać.
Leżała i nie wierzyła własnym uszom.
- Tutaj, o proszę spojrzeć, ma pani dużego guza. Musiała już jakiś czas go pani hodować, że ma takie rozmiary – mówiła lekko pani doktor.
- Ale przecież rok temu nic nie było, robiłam badania – powiedziała jakby do siebie.
- Niemożliwe, ma pani wynik? Gdyby tak szybko urósł to nie znaczyłoby to nic dobrego – rozważała dalej lekarka wpatrzona w monitor komputera.
- Nie, nie brałam ze sobą starych wyników, ale naprawdę było wszystko w porządku  – łzy zaczynały cisnąc się jej do oka, nie z powodu guza, lecz dlatego, że czuła iż lekarka jej nie wierzy.
Lekarka chyba zorientowała się, że z pacjentką coś nie tak, więc zaczęła ją uspokajać – proszę się nie martwić, wyślą panią na biopsję, może później usuną. Umieralność z powodu tego rodzaju guzów nie jest wysoka. Proszę mi wierzyć, będzie dobrze.
Ubrała się, podziękowała  i wyszła jak sparaliżowana na ulicę. Usiadła za kierownicą swojego samochodu i nie wiedziała co dalej robić. Ruch, gwar, zbliżały się godziny popołudniowego szczytu, a ona czuła się jakby odgrodzona od wszystkiego szklaną osłoną. Zamknęła oczy. Nie wie ile czasu minęło, gdy je ponownie otworzyła. Musi jechać. Zadzwoni do swojego lekarza. Może ją dzisiaj przyjmie. Jakoś udało jej się wydostać z centrum miasta i dotarła do gabinetu dr Bolesławskiej. Leczyła się u niej od jakiś 20 lat. Siedząc samotnie w poczekalni zdecydowała się napisać sms do Krzysztofa, bo pewnie już się martwi dlaczego nie ma jej w domu. Tak chciała aby był teraz z nią, i na pewno jest, jest z nią myślami.
Czekam na swoją panią dr usg wykazało, że mam dużego guza. – Nie mogła dalej pisać. Wcisnęła „wyślij”.
Dr Bolesławska była ciepłą, starszą panią. Zbadała ją, wypisała skierowanie na biopsję i spokojnie kazała przyjmować tabletki, nie denerwować się.
Jadąc do domu myślała tylko o jednym.
- Nie jestem sama w tym wszystkim. Mam Krzysztofa. Razem jakoś przez to przejdziemy. On mnie tak bardzo kocha. Nie zostawi mnie samej. Pamiętała swój poprzedni związek, kiedy to Radek odszedł bez słowa, gdy okazało się, że może mieć problemy z donoszeniem ciąży. Teraz będzie inaczej. Krzysztof ją kocha. Tak bardzo chciała by ją przytulił jak najszybciej. Nie odpisał na sms. Biedny, pewnie teraz płacze – pomyślała.
Gdy weszła do domu Krzysztof siedział przed komputerem. Obok stała szklanka whisky.
- O witaj kochanie, i jak tam minął ci dzionek? – zapytał.
Poczuła się zdezorientowana. Nie mogła wydobyć głosu. Pustymi źrenicami wpatrywała się w niego. - Nie dzisiaj. Boże, nie dzisiaj - powtarzała w myśli.
- No co taka jesteś dziwna? Co z tobą? – rzucał pytania znad klawiatury, zajęty pisaniem.
- Wysłałam ci sms, to wiesz co – odpowiedziała.
- A nie czytałem. Wróciłem z pracy i Iza jest na skype i tak sobie gadamy. Ma nowe informacje o tej spółce co pojawiła się w zeszłym tygodniu, no wiesz, mówiłem ci. Banda debili, kurde. Napiszą jedną ofertę i już mają się za nie wiadomo kogo – kontynuował. Nie chciała tego słuchać. Nie mogła. Wyszła z pokoju. Nawet płakać nie mogła. Chyba była nadal w szoku. Usiadła skulona i zaczęła się kołysać monotonnie –w przód, w tył, w przód, w tyl… Pustka w głowie. Świat przestał dla niej istnieć.
- Kochanie, gdzie się podziewasz? Co z tobą nie tak dzisiaj? – wracam z pracy, od kilku lat robię wszystko dla ciebie, a ty jeszcze niezadowolona – użalał się jak zawsze po whisky.
- Byłam na badaniach. Nie pamiętasz? Mam guza – wydusiła z siebie
- Oj, znowu guz, nie martw się, każdy cos tam ma, takie życie. Robie drinka, napijesz się? No co się nie odzywasz? A, to posiedź sobie, a ja pogadam z Izą. Coś nie tak z tobą kochanie. Nie tak…
Iza to była jego asystentka. Znali się od wielu lat, jeszcze przed ich ślubem. Miała męża, dwoje dorosłych dzieci. Świetnie dogadywali się z Krzysztofem. Zawsze traktowała ją jako miłą starszą kobietę. Starszą… Ile właściwie ona ma lat? Z piętnaście starsza od niej, czyli jest w wieku Krzysztofa. Może troche od niego starsza. Czasami miała wrażenie, że Iza jest o nią zazdrosna – zwłaszcza w czasach, gdy się poznali, ale on zapewniał tyle razy, że nigdy między nimi nie było nic innego niż służbowa znajomość, że nigdy o niej inaczej nie pomyślał nawet, więc dlaczego miałaby mu nie wierzyć. Z pokoju Krzysztofa dolatywały ją strzępy rozmów, czasami śmiech Krzysztofa.