W drodze do Auschwitz
Choć idę jeszcze w pochodzie do śmierci
To duszę już wzniosłem od kaźni wydartą
Uciekając w trwodze przez rozwarte piersi
Ciała mego resztkę opuściłem zdartą
Ucichło gdzieś w dole psów wściekłe szczekanie
Pojedynczych strzałów zamilkł nagły huk
Pociąg ruszył głusząc płacz,boleść i łkanie
Zjednując je w martwy jednostajny stuk
Już dobrze,
już cicho,
już biało,
bez trwogi.
Z podniesionym czołem,stoję u Twych bram
Jeszcze tylko w śmierć,ciało,powiodą me nogi
I już z mego życia Bogu sprawę zdam.
Nie każ Boże wracać sprzed Twojego progu
Nie dozwól pić jadu z czary martwych wspomnień
Choć żem nic nie wartym człowiekiem bez grobu
Ocal wiarę w ludzi,pozostałą po mnie.
Wzrokiem czystym widzę ciała udręczone
W tyglu nienawiści unurzany świat
W rozszalałe pieców paszcze rozpalone
W kolejce do śmierci za bratem stał brat.
Mimo krzywd doznanych,mimo upokorzeń
Odchodzę bez żalu szepcząc:kocham was
Ufając że z naszym wspólnym Bogiem stworzę
Z popiołów mych garstki,pojednania czas.