List drugi

Moja najdroższa!
Mijają 2 tygodnievodkąd Cię widziałem po raz ostatni. Wszystko dookoła mnie jest inne. Azja to zupełna odwrotność naszego świata. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę z faktu że będzie nam bardzo cieżko rozstać się na 3 miesiące. Wiem że to był mój pomysł i nie muszę Ci po raz kolejny tłumaczyć jak wiele to szkolenie dla mnie znaczy i ile może wnieść do naszego wspólnego życia. Wydawało mi się że świerzość nowego środowiska odepchnie tęsknotę na bok, nic bardziej mylnego. Dzień za dniem zwiedzam to magiczne miasto pełne zbytków, świątyń i skarbów Buddyjskiej kultury. Za każdym jednak razem gdy przystaję by nacieszyć oczy pięknem bijącym ze wszystkich uliczek i zakamarków myślę o Tobie. Tak bardzo chciałbym abyś była tu wraz ze mną. Teraz dostrzegam prawdę w powiedzeniu: „Nie ważne co robisz, ważne z kim to robisz”. Wczoraj chciałem zwiedzić Złoty Kompleks Świątynny, wpuszczają jednak tylko ludzi w spodniach. W tym kraju nie da się chodzić w spodniach! W ciągu dnia temperatura sięga 35 stopni celsiusza a w nocy spada tylko do 30.
Dom w którym mieszkam to typowy tajski budynek mieszczący typowo tajską rodzinę. Ang-Bui- kobieta około 50-tki zajmuje się domem. Khou-Son- jej mąż jest handlarzem w dystrykcie NaNa, który wydaje się być najbogatszą częścią miasta. Powodzi mu się całkiem dobrze. Wszystkie rzeczy jakimi handluje mają na sobie metki Prady, Gucci, Armani i pomimo tego że na metki wyraźnie mówią: „Made in Italy” lub „Made in France” to wszystkie te produkty pochodzą z Chin bądź Tajwanu. Bawi mnie to że w polsce za ubrania tych marek musimy płacić 300-400zł a tutaj można je dostać za 30. Kto więc się na tym wszystkim bogaci?
Ten kraj pełen jest sprzeczności i przeciwieństw, żebraków bez nóg proszących o jałmużnę tuż pod wejściem do pięcio-gwiazdkowych hoteli. Ludzie są jednak bardzo pozytywnie nastawieni i wydają się być szczęśliwi. Zaprzyjaźniłem się z synem rodziny Ho –Aj-Um-Lae. Jest on studentem prawa. W zamian za lekcje angielskiego oprowadza mnie po mieście i pokazuje mi prawdziwy Bangkok. Muszę też przyznać że zasadniczo różni się on od tego turystycznego. Zakochałem się w tajskiej muzyce, jest w niej coś z orientu, tradycji, lecz nie brakuje jej nowoczesności i rytmicznego beat’u. Dziś wieczorem Aj-Um-Lae właśnie zabiera mnie na jedną z dyskotek dla „tubylców”. Mam nadzieję że nie będę jedyną tam bladą twarzą.
Pomimo całego tego przepychu, nowości i wrażeń każdego wieczoru myślę tylko o cieple Twoich ramion i bezkresie Twoich kasztanowych oczu. Mam nadzieję że nie martwisz się tak bardzo o mnie, pamiętam Twoje obiekcjie co do mego wyjazdu. Potraktuj więc to jak wakacje od mojego chaotycznego charakteru. Całuję Cię bardzo mocno i przesyłam 10 tysięcy gorących uścisków dla mojej Spadającej Gwiazdy.
Twój Wincent.