Pracowita Kasia - mały świat dziecka. Cz 2

Autor wiersza: 
EdwardSkwarcan

Mazaki pod pościelą, nigdy tam nie szuka
Nieźle je schowałam, to bardzo trudna sztuka
Zaraz kładzie na szafie, a tam nie dostanę
Ciężkie mam z nią życie, bo wszystko pochowane

Umyła lodówkę, zniknęły malowidła
Jak nie cierpię tej bieli, że też jej nie zbrzydła
Zaraz temu zaradzę, będzie wyglądać lepiej
Tutaj coś namaluję a tutaj nalepię

Mazaki wzięła, bo jestem niedobre dziecko
Wiecznie w tym domu, jestem niegrzeczną córeczką
Ciekawe gdzie żelazko, wyprasuję pranie
Jest wysoko na szafie, tam tata dostanie

U niego w pokoju zrobię coś z bałaganem
Chciałam zmywać naczynia, uparte są mamy
Powiedziała, żeby jej głowy nie zawracać
Woli sama – wiem - to taka przyjemna praca

Ma tata tych papierów, biegnę po mazaki
Teraz naczynia zmywa, bez niej spokój taki
Namaluję obrazek, pewnie się ucieszy
Najlepszy do tego, będzie ten wielki zeszyt

Skąd ona się wzięła, z taką krzyczy rozpaczą
Dziś nie namaluję, ledwie zdążyłam zacząć
Na klucz zamknęła, nie skończę tacie obrazka
Jeszcze powiedziała, że pewnie mnie pogłaska

Nigdy nie pozwoli, cokolwiek zrobić w domu
Zawsze nos włoży, wszystko muszę po kryjomu
Jest w pokoju, więc mogę się wziąć do talerzy
Jaki on śliski, zaraz na podłodze leży

Ściereczkę zabrała i koniec wycierania
Nie pozwoli pracować, wszystkiego zabrania
Bajki każe oglądać, mam tego po uszy
Można się zanudzić i nic nie wolno ruszyć

Poszła, więc nożyczkami powycinam sobie
Zniszczyłam jej gazetę, co ja teraz zrobię
Zupełnie zapomniałam, już jest na dywanie
Jakie nudne, za karę czeka mnie zbieranie

Idę do kosza, wezmę się za umywalkę
Będę przy okazji, mogła wykąpać lalkę
W wannie za duża, lepiej pod prysznicem będzie
Jaki on jest szybki, tylko ucieka wszędzie

Trzeba zakręcić, bo z niego uparciuch wielki
Dlaczego tak mokro - zalane pantofelki
Nie szkodzi, zawsze można boso iść do łóżka
Schować przed mamą, wszystko wysuszy poduszka

Będzie krzyk jak zobaczy, idzie w tamtą stronę
Piżamę mogłam wyprać, byłoby skończone
Dlaczego tak rozpacza, woda -wielkie nieba
Sama to potrafię, tym kijem ruszyć trzeba

Miałam za mało czasu, musiałam uciekać
Dużo byłoby hałasu, ciągle narzeka
Upiekło się, o pantofelkach nie wie jeszcze
Nie znajdzie i wyschną, w piekarniku umieszczę

Mnie do przedszkola, bo psuję, co w ręce włożę
Jest dziwna, to kto wtedy w domu jej pomoże
Co miałabym tam robić, nużyć to zaczyna
Prześpię się chwileczkę, chociaż zleci godzina

Pracowita Kasia - mały świat dziecka.Cz 1

Autor wiersza: 
EdwardSkwarcan

Skoro świt muszę wstać, bo wiele pracy czeka
Czasu brak, nie mogę spokojnie wypić mleka
Jak on szybko leci, ubrać się nie mam kiedy
Piżamka całkiem fajna, może być od biedy

Bezczynnie laptop leży, zerknę co w internecie
Tata popsuł – poprawię - najprostsze na świecie
Całkiem dobrze mi idzie, sprytne mam paluszki
Kiepska bajeczka, są nieubrane dziewuszki

Lodówka taka biała, trzeba podmalować
Mama się ucieszy, mazak do środka schować
Będzie pod ręką, jeszcze naklejki, koniecznie
Poprzednie odpadły, przecież nie będą wiecznie

Nudne to, więc podleję na oknie kwiatuszki
Niedobra woda, trochę spadło na poduszki
Trudno, można ją szybko wysuszyć żelazkiem
Trochę za ciężkie, musiało spaść z wielkim trzaskiem

Ta wścibska mama, odrywa od miłej pracy
Muszę się czymś zająć, szklanki stoją na tacy
Trzeba je po tej kawie, przecież umyć pięknie
Co one takie kruche? - zaraz któraś pęknie

Podłogę się wytrze, trochę jest pochlapana
Rękawy mokre – wyschną – gorsze są kolana
Muszę się przebrać, bo awantura gotowa
Później je poukładam, mama wszystko schowa

Jednak, najlepiej wychodzi to na podłodze
Kto by się z tym bawił, trzeba na jednej nodze
Co za oporne ciuszki? - no gotowe wreszcie
Muszę jej jeszcze, koniecznie pomóc przy cieście

Wyszła w porę, ręce po łokcie umazane
W łazience umyję, lecz troszeczkę zalane
Jest kąpielowy ręcznik, wytrze to powoli
Biegnę do kuchni, zupie trzeba dodać soli

Ścierka się nudzi, chce okno myć, jest zadanie
Ten głupi kwiatuszek, ląduje na dywanie
Ziemię pozbieram - znów mama przeszkadza w pracy
Wreszcie sobie poszła, zabieram się do tacy

Szklanek trochę mniej, bo szkło się posypało
Następnym razem lżej, co ją tutaj przygnało
Znowu ona, nie mogę spokojnie pracować
Szklanki umyte - koniecznie trzeba pochować

Najwygodniej im będzie, tu przy talerzykach
Gdzie lecisz? – niedobra - sama z ręki umyka
Szkło schowam do garnka i przykryję pokrywką
To już nudne, więc zajmę się trochę rozrywką

Na początek, wypróbuję mamy szpileczki
Szminką umaluję i coś może z szafeczki
Trudno cokolwiek znaleźć, dużo ma odzieży
Ale świetna bluzeczka, bardzo ładnie leży

Tym niebieskim i czarnym pomaluję oczy
Troszkę się wylało - samo z ręki wyskoczy
Znowu przyszła i jakie przyniosło ją licho
Tyle pomogłam – mówi - że było za cicho

Przebrać się każe, ale mam marudną mamę
Czasu brak, przecież na noc, znów trzeba piżamę
Tyle razy przebierać, byłaby gotowa
Przepiorę, bo jest szara i gdzieś sprytnie schowam

Do lodówki - tam szukać nie będzie - najlepiej
O moje naklejki! – chodźcie - gdzieś was przylepię
Resztę schowam w szafie, bo zajrzy do lodówki
Ciężkie życie - ciągle muszę zmieniać kryjówki

Słoneczko świeci

Autor wiersza: 
Sofii


Promienie słońca spadają na ziemie
dając nam wspaniałe wytchnienie
Od zimna, deszczu, wiatru, chłodu
nawet od siarczystego mrozu

Kropla deszczu może spadnie
tęcza się pojawi , będzie ładnie
W naszych sercach radość zagości
gdyż natura może doprowadzić nas do stanu błogości

Gdy słoneczko mocno świeci
na dwór wychodzą wszystkie dzieci
Gdy słoneczko zajdzie i deszcz pada
dzieciom nigdy to nie odpowiada

W domach nudzą się i kłócą
na dwór koniecznie wyjść muszą
Plac zabaw zawsze odwiedzają
bo na nim najlepiej się bawią

Wesoły stół

Autor wiersza: 
EdwardSkwarcan

Cały stół pysznościami pięknie zastawiony
cukinia słodko ściska kwaśne korniszony

Papryka zawstydzona rumieńcem oblana
bo gorący pomidor i słodycz banana
seksownie się przegina obok pomarańczy
co maleństwo z cytrusów mandarynkę niańczy

Rzodkiewka puszcza oczka z ogórkiem krojonym
na salceson zezuje boczek wypasiony
wyniosłą dumą pachnie chuda szynka - pycha
z polędwicą baleron - kuzyn się przepycha

Swojska rozbiegła się i kusi plastrów wonią
marchew z groszkiem w gromadce - zbite od niej stronią
zapach sałatki nęci bo woń smakowita
kwiat wyczarowany z jajek obok rozkwita

Czar pieczarki wypina bielusieńki brzuszek
jedna się z borowika kwaśnym kapeluszem
na swym talerzu chleb się wygodnie rozwalił
zerka na towarzystwo nieśmiało z oddali

Kubek kakao sprzecza się ze szklanką kawy
ketchup z musztardą w zgodzie z pieprzem i przyprawy
w gromadzie leżą razem się zaprzyjaźniły
wszystko takie kuszące i zapach przemiły

Język z wrażenia oniemiał - smaczne rozdroże
widelec wciąż zachęca ręka w rękę z nożem

Wesoły zajączek

Autor wiersza: 
EdwardSkwarcan


Zmartwiona synkiem zajęczyca
mały pędziwiatr nie chce mleka
psotnik wiecznie po polach kica
z domu jak wicher hen ucieka

Grzecznie biegają inne dzieci
po leśnej szkole i przedszkolu
skoczny zajączek gdzieś poleci
bąki bez przerwy zbija w polu

Cichutko siedzi w koniczynie
ogonek sterczy trzpiotowaty
czmychając z oczu sprytnie ginie
nie chce grymasząc jeść sałaty

Nastawia uszka wiecznie strzyże
z trawy podziwia świat uroczy
rączo ucieka łapki chyże
w zboże przed tatą susem wskoczy

W nosie nauka malowanki
pomiędzy krzaki ciągle zwiewa
nie zajrzy urwis do czytanki
cichutko chowa się za drzewa

Bajeczki trzeba w noc do ucha
szeptać i trzymać go za szyję
zajączek gania i nie słucha
w kapuście mamie się ukryje

Wiersz dla dzieci

Rosnę w Tobie

Autor wiersza: 
Elzbieta Jones

Siedzi dzidziuś wygodnie
pod serduszkiem u mamy.
- Wiem o Tobie już dużo,
choć jeszcze się nie znamy.

Twe serce podpowiada
jak wyglądasz, co czujesz,
kiedy tulisz mnie w myślach
i mój obraz malujesz.

Rosnę szybko, Mamusiu.
Daję znaki, jak umiem,
że Cię słyszę, gdy śpiewasz
- choć niewiele rozumiem.

Jestem Twoim prezentem,
coś od Boga dostała.
Nie chcę Mamo nic wiecej,
tylko….byś mnie kochała.

/ Elżbieta Halina Jones/

Czerwony Kapturek - to ja!

Autor wiersza: 
Elzbieta Jones


/na podstawie bajki Braci Grimm/

Niedaleko skraju lasu
mieszka babcia ukochana.
Jest wesoła i odważna,
Choć jest w domu całkiem sama.

Gdzieś na strychu,w ciemnym kącie
babcia stary kufer miała,
a rodzina nietoperzy
dobrze jego pilnowała.

I zdziwiłam się ogromnie,
gdy ze szkoły raz wróciłam.
Mama czapkę prasowała…
stary kufer zobaczyłam!

Zaraz potem mi ją dała:
- Czas, by teraz twoja była.
Jest pamiątką po mej babci.
W niej bajeczka się ukryła.

Nałożyłam ją na głowę.
- To czerwony był kapturek!
Taki sam, jak w mojej książce.
Jest kołnierzyk…daszek…sznurek…

Dziś sobota – nie ma szkoły.
Babcia dzwoni: - źle się czuję.
Nie mam siły nic gotować
i lekarstwa potrzebuję.

Mam rowerek, w nim koszyczek.
- Mamo, raz pojadę sama.
Jestem duża więc poradzę.
- Bądź ostrożna – mówi mama.

Wzięłam radio, bo z babunią
pioseneczek słuchać lubię.
I kapturek zawiązałam.
Teraz w drogę! Się nie zgubię.

Na polance, wilk - łobuziak
Przy mrowisku podskakuje.
Drażni małe niebożęta
Tańczy, gwiżdże i rapuje:

- "Rap – rap, chrum – chrum,
lubię psoty, straszyć dzieci
rap – rap, chrum - chrum
i na figlach czas mi leci.

- Rap – rap, chrum – chrum
Nagle przestał. Już nie śpiewa…
Poczuł wilk słodziutki zapach
i wychylił się zza drzewa.

Podbiegł do mnie – w kosz zagląda.
Swym ogonem wymachuje.
Daje łapkę, się przymila
i kundelka naśladuje.

- Tak jak pies masz cztery nogi
I uśmiechasz się potulnie,
- zejdź mi z drogi miły wilku.
Tyś nie straszny…tak ogólnie…

Wilk podstępnie wypytywał:
- Co tu robisz w lesie sama?
Obwąchując wkoło koszyk:
- Gdzie twój tato? I gdzie mama?

- Nie mam taty, tylko mamę.
która mnie adoptowała.
Bardzo dawno…nie pamiętam.
Wtedy byłam taaaka mała.

Tam, na końcu leśnej drogi
chora babcia na mnie czeka.
Mam lekarstwo, rosół, ciastka…
- Od koszyka bądź z daleka!

Wilk dał susa w gęsty lasek
i na skróty gnał do chatki.
Naśladując głosik dziecka:
- Otwórz babciu…mam ci kwiatki.

Ucieszona babcia, prędko
Drzwi do domu otworzyła.
Patrzy w lewo…potem w prawo…
- Moja wnusiu…?- Nie skończyła.

Hyc! Staruszkę połknął zwierzak
i do łóżka się położył.
Teraz czeka na dziewczynkę.
Okulary babci włożył.

Dojechałam już do chatki.
Drzwi otwarte zobaczyłam.
W środku babcia…lecz zmieniona…
- Aż tak chora? – Się zdziwiłam.

- Babciu…uszy…twoje uszy…
takie duże…- wybąkałam.
- Duże? – Wnuczko - wygodniejsze,
bo w tych małych źle słyszałam.

- Twoje oczy… takie wielkie!
Nie chcę babciu, byś wstawała…
- Troszkę większe są dlatego,
abym lepiej cię widziała.

Przestraszyłam się na dobre.
- Dziwne, długie zęby twoje…
A wilk już cierpliwość stracił.
- By cię połknąć dziecko moje!

I wyskoczył spod kołderki.
Połknął mnie! Już w brzuchu byłam.
Tam skuloną, zapłakaną
babcię swoją zobaczyłam.

Nie płacz babciu. Mam radyjko!
Dyskotekę tu zrobimy.
Może kaszląc nas wyrzuci?
Wtedy już się uwolnimy.

Pan leśniczy przez lornetkę
ptaszki w gnieździe obserwował.
Kiedyś był weterynarzem
i w lecznicy też pracował.

Nagle słyszy: w małym domku
wycie, hałas – co się dzieje?
Zajrzał cicho przez okienko.
To wilk wrzeszczy i szaleje!

Wbiegł do domku. – Gdzie jest babcia?
Zwierz się wije z bólu, jęczy
i skruszony: - ratuj, proszę.
Babcia z dzieckiem mnie zadręczy!

Na ciasteczka smaczek miałem,
więc połknąłem babcię, wnuczkę.
One w brzuchu rozrabiają.
Zły postępek - mam nauczkę!

- Ty nicponiu! – Rzekł leśniczy.
- Muszę szybko je ratować!
Wyjął nożyk, igłę, nitkę:
- Będę ciebie operować!

Wdzięczna babcia – leśniczego
na ciasteczka zaprosiła.
Wilk już zepsuł swą opinię
- taka jego kara była.

Bez przyjaciół – smutne życie.
Lecz on na to zapracował.
Teraz, do innego lasu
Szukać szczęścia powędrował.

/ Elżbieta Halina Jones,

15 maja.2010./