Starość we dwoje
Starość we dwoje
Usiądżmy w pociemniałym raju, na przyzbie,
słuchając śpiewu czarnych papug, o zmierzchu,
dopóki noc nas zaspanych, nie zdybie
i pierzyn księżycem nie poprószy, z wierzchu.
Śpiące bogi wskrzeszą, spóźnione zegary
a nieprześcignione, dopadną nas kresy.
Ja w oczach twoich, ciągle widzę czary,
czyniące że w niebie, tańcowały biesy.
Nie potrzeba oczu, i bez rąk dotyku
widzę ciebie całą i całą poznaję.
Po latach w duszy, i w głębi nawyku
jako siebie, ciebie, pragnę i dostaję.
I choć nie wiem co jeszcze, się z nami wydarzy.
Jakich losów oboje, będziemy spełnieniem.
Wszędzie szukał będę, cienia twojej twarzy.
I z wiecznym przy Tobie, trwał będę stęsknieniem.
Poza nawias
Wyszeptany tylko podpieram słabość.
Chmury ugrzęzły w wieczorze jak usta,
wyszły poza zarys twarzy.
Rześkość chwil gubi rosę.
Widmo grzechu na bieli poranka -
nie zamykaj oczu. Ptaki to sny,
w oku cyklonu wirują w pogodowych strzępach.
Noc nauczyła się mówić. Miało być piękniej
gdy będę milczał, wytnę z sekwoi swój cień.
Od jutra ugrzęznę w deszczu,
wygłaszczę mokrą dłonią, choćby godzinę,
fartownego losu.
rozwieszony
nie boli cały sens
organellum bez przypraw i przeznaczenia
dopiero zobaczę jak biegnę wzdłuż plaży
opustoszałej z wiatru
zazdroszczę nieodwracalności
gdy większy lub mniejszy ptak
odleci na odległość chwili
puls został na niebie
długą białą wstęgą przechodzi w noc
wiele traw położył cień
rozkołysany w hamaku wieczór
niewymowny w swojej ciszy
miejscami
palce przywarły do skroni
rozgryzam pestki winogron
jak usta brodzą o świcie
oddycham słowami
sterty gazet przewiązane spojrzeniem
zdjęcia przebiegły długą drogę
przystając w oazach rozlanych w strumienie
chciałbym przeżyć jutro z refleksem
pamiętając o czym rozmawialiśmy
nieprzyparci do muru
nieprzekupny czas zajął miejsce
słońce zaszło wcześniej niż zwykle
zostawiając na piasku moje dłonie
Wiosna
Wiosna raniutko przyszła cieplutka
wietrzyk zatańczył szybkiego fokstrota
pozmiatał śniegi i brudne liście
wszędzie cieplutko
wspaniała pogoda.
Pszczółki , motyle , ptaki , zwierzęta
w zgodzie, w przyjaźni witają wiosnę
ludzie sprzątają w swoich obejściach
każdy odczuwa promienie słońca.
Życie powraca , krew szybciej krąży
radość, nadzieja wraca pod strzechy
krokus spod ziemi wyszedł na słońce
oznajmił wszystkim , przyszedł czas wiosny !
Przebudzenie
Przebudzenie
Ileż przystrojnych uroków,
na dzień swój czeka i porę,
pod liśćmi z zeszłego roku,
by olśnić wiosennym ubiorem.
Aż słońce zastygło w zachwycie,
w południowym zegarze,
by pąkom pomóc w rozkwicie
i ogrzać zmarznięte twarze.
A polna mysz wyszła z nory,
wypatrzyć zbudzone dziwy.
I wsłuchać się w ptasie utwory
symfonii urokliwych.
A my na mokrej ławeczce,
nie w siebie, lecz w dal wpatrzeni.
Czujemy dotyk rąk inny,
taki co wszystko zmieni.
podszepty
myślałem we śnie na długość łodygi
róża kłuła przez zamarzniętą skórę
brak kręgosłupa
decyzji pod wpływem rozszerzonych źrenic
ciążących kul u nóg
wypełnionych cudzym doświadczeniem
lękiem gdy powiedziałem za dużo
z wytyczoną precyzją planu miasta
nie mogę wyjść spod siebie
jak niebieski żuk utaczam swoje racje
z rozgrzanej w słońcu ciszy
której nikt nie potrzebuje i nie zauważy
Do Laury
Kiedyś przyjdzie ten moment,
że napiszę o tobie sonet,
bo nie wiem cię dzieje,
ze mną kiedy w kościele,
mijasz się ze mną i Ciebie,
łowi wzrokiem spojrzenie,
które się z twoim przecina,
wzrasta nagle adrenalina
i nie wiem czyja to wina.
Pewnie czasami przeginam,
myśląc że fajna jest z Ciebie
dziewczyna, która studiuje
w Kielcach Zdrowie Publiczne.
To co do Ciebie czuję jest dziwne,
może me myśli są naiwne,
trwa we mnie ciągła walka,
czuję się jak Petrarka.
znamiona
w agonii lat śnię coraz szybciej
skóra jak brzozy w bieli
z szelestem osypana w ciszę
ziemia już nie spojrzy
mały człowiek z utopii
do czasu przyłożył usta
zamilkł
myśli wzdłuż wartkich strumieni
omijają w słońcu nieważkość
ptaki przepadły w locie
z oddechem zamyślonej zimy
bezruch
zgubiłem wyraz twarzy
gdy śmiałem się z porankiem
umazał twarz rosą
śpieszącym za nocą cieniem
rozpacz nie ma imion drży
głębiej niż woda w studni
parska echem odbita od dna
powtarza niewidome słowa
przy stole okulawionym od spojrzeń
wyblakły dzień przegląda gazetę
zmęczony anioł prostuje skrzydła
kłykcie palców na szklance
pełnej księżycowego światła
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 13
- 14
- 15
- 16
- 17
- 18
- 19
- 20
- 21
- …
- następna ›
- ostatnia »