Spotkanie
Wieczorny mrok na Świętojańskiej. Gwar rozmów. Restauracja
Czas Wigilii. Widzę Cię kątem oka przy zbiegu z Rycerską. Znam?
Tylko z opowieści już po osiągnięciu stanu miłości ze Wschodu
Mijamy się w milczeniu. Nie wiedząc jeszcze że nasz czas
Powróci
Żyję dalej, chwile płyną. Przekazuję w słowach pozdrowienia
Tym, którzy Cię znają. Byś wiedziała o drugiej pokrewnej duszy
Być może ze wspólnym morzem tych samych myśli. Pasji.
Myśli na odległość. Brak kontaktu. Wspomnienie w szufladzie
Marzenia się spełniają?
Przychodzi dzień, kiedy jesteś. Żywa. W świetle dnia. Jak wtedy
Gdy mijałem Cię Świętojańską. Z uśmiechem na twarzy, pudełkiem
Prezent? Uśmiechy spotykają się na twarzy. Jest moc i wzruszenie
W otwartych skrzydłach nadziei na spotkanie. Barwy naszych państw
Barwy naszych pasji
Dziękuję, że jesteś
Poświęcenie
Czarna Struga. Wieczór w domu przyjaciół, Romów
Wieloletnia przyjaźń naszych mam i dzieci
Kawa, herbata, uśmiechy, rozmowa. Zabawa
Z Klarą więź, przyjaźń, radość i zabawa
Nie biali, kolorowi. Nie Polacy, Cyganie
Zwykli ludzie żyjący w szczęściu i przyjaźni
Tradycja, taniec, muzyka. Czarne oczy
A w nich ogień wspólnej więzi od lat wielu
Za oknem odgłos tupotu nóg. Otwarte drzwi
W nich starszy brat Klary. Spokojny ton. Chmury
„Idą na nas z siekierami. Odejdźcie, proszę”
„Zostaniemy z Wami. Nie, to nasza sprawa”
Przyjaźń. Więź. Honor, duma. Bezpieczeństwo
Niech Ci których kochamy odejdą w spokoju
Dzisiaj więź nadal trwa. Mimo dalszej odległości
Bo zamiast siekier, mamy uśmiech i kawę
STOP ...
Nie bluźnij !
Nie niszcz !
Nie zasłaniaj !
Na rozróby
Bez celu
Nie ganiaj !
Wiem też jesteś
Jak słoneczko
Kolorowa
Nie potrzeba
Nam takiej
Odnowy
A ...
Pan Lasu
Jego łuk
Tęczowy
Rozświetlone
Pielęgnuj marzenia
Rozdaj uśmiech
Darmowy
To zmienia
Powiedz
Kocham ...
Najprzepiękniej
Jak umiem
Zwłaszcza wtedy
Gdy już nic
Nie rozumiem
Otul siłą
Zwyczajnej tkliwości
I ja
Polka !
Czekam pięknej
Mądrości ...
Porządek
Istota porządku dopóty mniej istotna
Dopóki rzecz ważna jest zagubiona
Nerwy, szukanie rzeczy i winnych
Kto sprzątał i gdzie położył rzecz naszą
Jeżeli jednak, nie mamy potrzeby
Szukania rzeczy potrzebnej od zaraz
Czekamy, kto sprzątnie,
Kto sprzątnie … za nas
Cisza w strategii, czekanie na to
Kto pierwszy posprząta, kto zacznie
Kto skończy, tak byśmy mogli
Odebrać sprzątanie … z zadowoleniem
Warto poczekać, aż ktoś za nas zrobi
Komuś bałagan zacznie przeszkadzać
Dopóki nam osobiście nic nie zaginie
Jak ktoś posprząta … nam nie przeszkadza
Spektakl
Stoję w tłumie, bo coś się zdarzyło
Przechodziłem obok, dołączyłem do widowni
Leży ktoś, a my patrzymy
Podobno ranny, zwija się z bólu
Darmowy bilet, uliczne kino
Rzesze widzów, jeden aktor tragedii
Nie mnie boli, czuję tylko ciekawość
Co będzie za chwilę
W kolejnym kadrze
Już jadą, jadą, słychać, na sygnale
Przyśpieszenie akcji planu
Zatrzymanie akcji serca
Ostatnie sekwencje minionego życia
Zostając na chwilę w pamięci widzów
Zabierają go, but mu spadł z nogi
Domieszka komedii, uśmiechy na twarzach
Wreszcie można coś pooglądać
To najważniejsze, dla ciekawości
Wartość poznawcza zaspokojona
Nie moja sprawa, odchodzę po wszystkim
Stałem jak wszyscy, nikt się nie ruszył
W milczeniu, bo po co ruszać obcego
Leżę na ziemi zwijając się z bólu
Niebo nade mną, oczy widowni
Gasnę, przypadkiem zostając aktorem
Jednego spektaklu w teatrze życia
Przyjaciel rodziny
Przyjaciel rodziny we własnym mniemaniu
Przez przyjaźń z jednym z członków rodziny
Pomoc i wdzięczność, nauka i praca
Czy to uprawnia do głosu w decyzjach?
Warto być wdzięcznym za pomoc okazaną
Poświęcić wiele w dowód wdzięczności
Czasami jednak, w drodze nietaktu
Przyjaciel rodziny już „prawie” w rodzinie
Pewność siebie, czy zwykłe prostactwo?
Nieopatrzność chwili, gdzie jest granica?
Pomiędzy sprawami w ramach przyjaźni
Kwestiami faktycznie wewnątrz rodzinnymi
Może to pomoc w mniemaniu przyjaciela
Daje tą pewność do przekroczenia
Istotnej granicy przyzwoitości,
Pomiędzy przyjaźnią a marszem z butami
W prywatne życie osób z rodziny
Której jest się przyjacielem
Pod maską twarzy
W odmiennej postaci za każdym razem
Kostium zależny od chwili i potrzeby
Słowa rzucone na stół gry pozoru
Myśli na ostrzu mizerykordii
Scenariusz zdarzeń nie przewiduje
Rozmowy, pomiędzy ludźmi, o sobie
Cień za plecami, gdzie indziej słowa
Bym w słowach o mnie nie do mnie
Przybrał postać idioty
Nie zawsze to co obrazem z oczu
Z lustra szczerości wynika, o naiwności!
Nigdy nie domyślisz się kiedy
Dosięgnie Cię ostrze mizerykordii
Popiół
Oddać siebie, zaufać, wierząc w ten jedyny raz
Kochać, bez względu na wszystkie za i przeciw
Z akceptacją własnej winy i wymogów do spełnienia
„Zmień się, broń się „ Nie zostałem Ideałem Roku
Powrót do rzeki nad niebem nadziei, aby przebaczyć
Poważne słowa, do czasu pierwszych grzmotów błyskawic
Łzy deszczu na twarzach, z krzykiem wypomnień
One zawsze pozostają w talii kart pamięci
Jest dobrze, nie każdy musi pasować do siebie
Ból minął, pod tęczą spokojnego zrozumienia
Dziś oddaleni, podążamy ku własnym światom
Jak te grzmoty burzy, po których pozostał
Popiół spalonego domu
Nadzieja
Ostatnie światła pociągu nadziei
Pojechałeś pomóc duszy swej, ciału
Zostałem z tym wszystkim na peronie
W uścisku serdecznych dłoni przyjaciół
Smutek rozrywa, smutek prowadzi
Ku ciemnym zaułkom dzielnicy
Brzęk drobnych monet, w ręku szkło tanie
Utonąć? Nie. Porozmawiać, przetrwać
Wyszedłem, by nie wylecieć przez okno
Na moście wspominam „Sokoła” i „Juno”
Nie skoczę w toń, choć krew się burzy
Szum rzeki w głowie, improwizacja w ustach
Deklamacja nad rzeką,
Mam nadzieję, że tym razem dasz radę
Dzieci rozdroża
Na rozstaju dróg
Gdzie krzyż na drogę wskazał nam los
Stoimy z opuszczonymi głowami
Bez ciepła rąk i głów
Wtuleni w myślach marzeń
Byliśmy na chwilę w Teatrze zdarzeń
By pozostać w mroku samotności
Bez pożegnania, z poduszką łez
Zastygłych w przyzwyczajenie
Dziś nic nie jest normalne
Nie powrócimy do stanu rzeczy
Wspomnienia w snach, oderwana skała
Pozostawieni w odłamku od nadziei
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- 13
- 14
- 15
- …
- następna ›
- ostatnia »