SPRAY ART
ściana restauracji z malowidłem graffiti, a nad
nim swobodny strzęp reklamy;
wyspa, palmy, egzotyczne zwierzaki, cudny
lazur nieba, cytrynowe słońce i... u góry
martwy, szmaciany, reklamowy farfocel;
tłumek decyduje o głównych prawdach
wiary - a te zawsze wygodne, ruchome,
akuratne, giętkie, takie,że jeden za
wszystkich, ale wszyscy przeciw jednemu -
podróż w jedną stronę;
reklamowy skrawek i graffiti: logika
i przeczucie - kopia i oryginał - rutyna
i pasja - zysk i poświęcenie - pragnienie
ciała i pragnienie duszy, pod komercyjnym
płaszczem żywe dzieło sztuki;
Znak szczególny
Jak podróż zaczyna się od pierwszego krzyku
w nieznany świat popłynę.
Więc idę
dziś widziałam cię jak śpisz
zamarłam z grozy
przygarnęłam jak bezpański pies.
Wielki wóz w gwiazdozbiorze
znamię masz na znak ochrony
wielkiego szczęścia które zamykasz
od lat.
pracowicie
zawiniłam winem czerwonym
zatęskniłam chmurą i deszczem
nazbierałam liści wzburzonych
bo ich klon nosić już nie chce
rozchmurzyłam oczy niechciane
rozbełtałam żółcie i ugry
i rozlałam mleko nad ranem
i wrzuciłam echo do studni
wyczesałam łąk potarganych
bujne trawy szumem opite
mchy zasiałam na płocie zaspanym
bo cię, życie, kocham nad życie!
Powracające cienie(ZADUSZKI WSCHODNIE)
tamtego dnia spłonął ostatni gont
w kuźni przybyłego znikąd kowala
z krzyża zrobione płozy ciągną noc
przeznaczenie utkane jest z czeremchy
w zakamarkach jodłowych fascynacji
Zaduszki przylepne spisane cyrylicą
pamiętają czasy świetności Hylaka
następny z wielkich co spoczął na wieki
księżycówka nie ugasi sumienia
święty z ikony podstawia znicz
zapalony dla idących na wschód
wypijmy więc za czasy pogardy żywych
martwi pochowali się w barwinkowym cieniu
nikt już nie słucha ich cichego łkania
pomiłuj nas Boże w swojej łaskawości
i wymaż naszą nieprawość, przygarnij
(Janusz Śmigielski, Chołowice, 05.03.2011)
SKARB
szklana przezroczysta butelka, uważnie
zakręcona; zupełnie jakby kryła coś w
swoim wnętrzu; tylko co? niczego nie
widać, tylko to też nic nie znaczy;
tam pewnie jest skarb! mówią, że jeśli
prawdziwy to zawsze niewidoczny! ale
odkrycie! mam skarb! skarb w butelce!
Boże! i to ja! ja??? znajomi nie uwierzą!
mam skarb! jestem w końcu bogata!
a może otworzyć? a jak go stracę? nie wiem
co robić? co robić??
ktoś zrzucił butelkę, szklany mak na podłodze;
"gdzie jest mój skarb? moje szczęście?" "teraz
już wszędzie, bo prawdziwe szczęście jednego
jest nieskończenie podzielne!"
marsz astralny
dziś spaceruję mleczną drogą
w poszukiwaniu gwiazd szczęśliwych
srebrzystych komet światła wiodą
więc oczy cieszę, wzrokiem ścigam
mijam gwiazdozbiór jeden, drugi
zimny blask planet – luster śledzę
tego, co szukam, nie znajduję
cienki horyzont nieba miedzą
miast znaleźć, zgubię – tego się boję
promienie gwiazd o świcie bledną
stąpam po niebie jak po polu
na którym stwórca rozsiał srebro
spijając noc, tracę nadzieję
czas się kurczy, na wschodzie dnieje
ni w dzień, ni w noc, a gdzieś pomiędzy
wsparta o ciszę, znajdę księżyc
egzystencjalna giętkość
ogrodzenie regularnie upstrzone otworami; w jednym z nich
zgrabna, choć pusta piłeczka czipsowa - pozostałość po
ziemniaczanych talarkach;
dobrze, że tak to się skończyło i że na ziemi nie leży; tak
długo go tłamszono, gnieciono aż się zmieścił! pełny nie
miałby szans, aby tu trafić;
jakbym na człowieka patrzyła: zgnieciony według naszego
przepisu: z wnętrzem zniszczonym, zjedzonym, opróżnionym,
pustym; akt końcowy - występ Pana Kata Gniecącego;
bez swego kształtu, bez swojej treści dumny, że zmieścił się
w przegrodę! bez oczu, bez głosu; dla drugiego źródło rozrwyki,
dla następnego źródło dochodu - egzystencjalna akrobatyka;
Samotność.
Miła poczta elektroniczna czekała
czy tego właśnie oczekiwała,
serdeczne słowa,dedykacje muzyczne
kontakty wirtualne ma liczne.
Czasu dla siebie ma zbyt wiele
najtrudniejsze są soboty i niedziele,
samotnych się niezbyt toleruje-
osoba samotna do towarzystwa nie pasuje.
Najczęściej się chyłkiem wymyka
by nikt nie dręczył,nie pytał-
czy dobrze się czuje,czy wszystko smakuje
do domu samotnie wędruje.
Przyjaciółka tam na nią czeka
poznaje się ją z daleka...
cisza, która szepcze serdecznie
ciesz się chwilą-nie będziesz żyć wiecznie.
WZGARDZONY
uliczna zebra; na poboczu butelka po koli - zgnieciona i
poszarpana; zapadła zmowa milczenia, dla ludzi już jej
nie ma,bo prawdę wyznacza masa;
śmieciarka, potem wrzuta i odjazd; bo użyteczność to
synonim istnienia; istnieć to za mało! "tylko życie?" -
filozofia jednostki - zatruta pajęcza nitka;
czy musisz mnie kochać za coś? nie wystarczy,że jestem?
a może w twojej pogardzie dla mnie odbija się twoje istnienie?
może to ty jesteś godny pożałowania??
odrzucony, bezbronny człowiek - z duszą ze stali i
z papierowym ciałem; błogostan, euforia, uniesienie,
dyplomy, uznanie - ten hałas płoszy przytłumiony
szloch posiniaczonego serca;
gdzie jest sprawiedliwość? ale jeśli jest to gdzieś być
musi! filozofia jednostki ma alfę i omegę, a język duszy
używa alfabetu Niewidzialnego; może sprawiedliowść z tych
drugich ułożona? może sprawiedliwość na ziemi to zagubiona
córka Nieba?
jest super i sam
jest super i sam
mimo wszystko, a może przede wszystkim jestem
wolnym człowiekiem. mogę uciekać w głębokie
doły, w góry albo w inne odległe miejsce
bez skutków ubocznych i nie będzie to szokiem.
zostaną mikroskopijne ślady tęsknoty.
niestety mam kondycję, która mi nie pozwoli
udusić się w czasie ucieczki – ty wiesz o tym.
mocne płuca, skrzydlata dusza, to powoli
kupujesz mnie każdym słowem i każdym wierszem,
nawet tym nie dla mnie. nie wybrzydzasz na smutek,
bierzesz w ciemno w blasku księżyców. jak powietrze
chwytasz moje zimne dłonie i serce kruche.
kupujesz uśmiechem i nastrojem pogodnym,
bólem bez płaczu, ale kupić nie zamierzasz
(tylko wciąż oglądasz), nie chcesz, bo jestem wolnym
człowiekiem, zbyt wolnym, by dogonić marzenia.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 177
- 178
- 179
- 180
- 181
- 182
- 183
- 184
- 185
- …
- następna ›
- ostatnia »