Dedykacja
Cóż dać mogę, daję siebie
z całym dobrem i urokiem-
poczułam się jak w niebie,
dobra ubywało z każdym rokiem.
Gdzie ten znak, płynący z wiary
słowa,obietnice - sens straciły,
gdzie przysięga, poświęcenia i ofiary
nasze połówki bezpowrotnie się pogubiły.
Pisał, że znak przed nami,
że zaczyna jaśnieć świtem -
okazały się złudnymi majakami,
wspólnie przeżyte lata - mitem.
Samotność
Samotność
To takie proste słowo
kojarzy się nieodzewnie z cierpieniem
ale kiedy ja patrzę na Ciebie
samotność nie boli jak zwykle
raduje się byciem tu i teraz
choć ty pewnie nie wiesz dlaczego.
coś się skończyło
i zaczęło coś nowego
Jak szybko się przyzwyczaję?
Tak szybko świat wokół przemija
Mimo że jestem częścią tego świata
Chcę być stałą na oceanie zmian
Choć rozwój jest rzeką
Samotność lekarstwem
towarzystwo zabija
Tresuję słowa
słowa wetknięte w serca kieszenie
tresuję rano skrzywieniem twarzy
czasem zabijam jednym spojrzeniem
nim je zdążę ironią zarazić
kiedy niepewność rodzi zwątpienie
a smutek pod schody podchodzi
łatwiej się wtedy rzuca kamieniem
niż rozgoryczenia łagodzi
strzępy rozmów w plenerze rdzewieją
uśmiech odcięty toporem się słania
umrze zaraz z ostatnią nadzieją
w gaszonym wapnie w stercie gdybania
wkoło rozrzucając krwawe mięso
nakarmią sępy resztką godności
nacieszą oczy wymowną klęską
bez sumienia obedrą do kości
po cóż siać zamęt zbierać domysły
prościej jest usiąść wspólnie przy stole
i z kompromisem wytężyć umysły
niźli w tym piekle gotować smołę
***
Spochmurniały błękity popołudniem styczniowym,
pomarszczyły niebiosa, otuliły świerki.
Srebrnych piór nie zgubiły rozmarzone anioły
zapatrzone i głodne długiej górskiej włóczęgi.
I rozsiadły się cicho u podnóży Grzesia.
Skrzydłem lotnym i śmigłym mącą rześkie powietrze.
Wnet zastanie je wiosna, nim swe oczy nacieszą,
a ja zdążę po cichu namalować je wierszem…
A ja zdążę w ich skrzydlej, bladej, chmurnej huśtawce
uspokoić swe myśli jakimś smutkiem zbełtane.
Swoją duszę nakarmię i uleczę – jak zawsze.
W serce wiary naleję jak w gliniany dzbanek,
w Chochołowskiej zostawię, niech błądzi pośród zmierzchu.
Zapomni i wybaczy, smutek rozrzuci z wierchów.
Jej pięknem urzeczone, pokocha każdą skałę,
znowu… bo… cóż… jak i ona… serce jest doskonałe!
Kolory łez
popatrzeć chciałem
choć raz z odległości
sufitu
rozmienić drobne
na jeden stały banknot
uczucia
matowy skreślić
całą gamą nowych
kolorów
ostały się jedynie
suche plamy atramentu
łez
Szept i cisza
nadzieja wystaje jak słoma z buta
dopóki nie nadejdziesz
służyłaś wielu katom
trzymając na postronku szczęście
chciałem dnia spokojnego
bez huraganów potyczek
zeszyty zapisałem wspólnych chwil
nie chciałaś serca słyszeć
teraz trącamy koniec fal
potokiem łez i życzeń
zerwijmy wreszcie z piasku ślad
odejdźmy z szeptu w ciszę
Ostre cięcie
na stołach leżą
kości zastałe
talizmanem śmierci
szelest kar
słowem skargi
gilotyny
łańcuchami spętane
trzy światy
pośrodku tęczy
nóż zdrady
najgrubszą
tkanką organizmu
Samotne drzewa
połacie polan
mróz szarpie
niewygodnym śniegiem
przecznice lasu
żal przysypał
pustostanem oczu
plamy bieli
pod dachem
marzną tylko sosny
ponury wisielec
pętla monotonni
na pograniczach strachu
Jesienne nastroje
Deszcz nieśmiało siąpi, bo tak wypada
po szybie spłynąć, wezbraną kroplą dżdżu.
Na zagonach mgielny koc listopada,
w mojej kuchni kawa na granicy snu.
Obok kubka przysiadło zamyślenie
skromnie, jakby nie chciało zmącić ciszy.
Przy stole mocują się: chęć z odrętwieniem,
chcąc, nie chcąc – kibicuję - bo muszę!
Radość życia z bagażem już na przyzbie,
skradła wszystkie, kolorowe dnia wątki.
Myślą, jakby w pogoni stąd do nigdzie,
wlokę po chropowatości moje szczątki
w rozproszeniu, co krztuszą się oparem.
Szastam nimi po kałużach w dłuż i wszerz,
potem wieszam na płocie - niczym łachy stare,
czuję nasiąkam ...to deszcz! To tylko... deszcz!
w garażu
znowu widzę go za rogiem
uśmiecha się macha ręką
ma przyzwolenie
aby pokazać swoją prawdziwą twarz
samochód od dawna stoi pusty
bez załączonej do środka
karbowanej plastikowej rury
która z każdym wydechem
opluwa mu twarz
finał wszystkich przyczyn i skutków
jak pęknięta szyba
wciąż rozcina pamięć
zgromadzony w jednym miejscu
przeciągły skowyt
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- …
- 56
- 57
- 58
- 59
- 60
- 61
- 62
- 63
- 64
- …
- następna ›
- ostatnia »