Dla B.

Autor wiersza: 
Gregorsko

Koncert wersów
kolacja serc
kartka zręcznie zapisana
bukiet słów
powalająca treść

Trzy goździki
aksamit metafory
poezja zmysłów
literackie wieczory

bujniej wzrasta na popiołach

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik

( do Danusi R. )

bujniej wzrasta na popiołach

nic nie dzieje się bez przyczyny
czasem jeden ruch
krótka myśl
działanie od zaraz
zmienia rzeczywistość
i nagle skutek
jak dłuto
żłobi bruzdy
po każdej drożynie zawiłej
ścieżce garbatej
gdzie w popiele
znajdziesz czasem drobinę radości

czas upływa wartko
sinusoidą
i sporo w nim ognia
w miłości i nienawiści
w radości i rozpaczy
w opętaniu gdzie anioły palą skrzydła
i ten wszędobylski gryzący dym
myślisz że poza nim
nie ma już nic

to nic
że ogień życia strawił kolory
pozostawiając bladość ust
zmatowił lico
w srebrnej tafli lustra
i wyjesz wniebogłosy

to nic
przeszłość jest
jak ostygłe pogorzelisko
na którym ukazują się pierwsze
kolorowe kwiaty nadziei
a życiu
jest pilno
by przejść kołyszącą się jeszcze furtką
do nowego ogrodu
i zacząć siać przyszłość

bujniej wzrasta
na popiołach

Rozmowy z wnuczką 2

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik

(do wnuczki Karolinki)

Skarby ze strychu

Chcesz wiedzieć, co przykrywa tego kufra wieko,
wystarczy uchylić je pod lada pozorem.
Jest tu, to wszystko, co skrywam pod powieką,
gdy już oczy przymykam przed snem wieczorem.

Zamek jest otwarty, nie ma czego chronić,
tu wejść może każdy w zapomniane rejony.
Czeka na ciebie, proszę, możesz go odsłonić,
to świat dzieciństwa wyblakły i zakurzony.

Spójrz, powiernica moich tajemnic - szmacianka,
wyłysiała, tyle miała ze mną kłopotów...
Brzydka - mówisz - moja jedyna przytulanka,
wspomnę o psie i strachu na wróble przy płocie.

Pudeł, pudełek - w tym listy skropione łzami,
zasuszony jaśmin, pewnego rozstania świadek.
Stare zdjęcia chłopców z dłuższymi włosami
i cały ten awangardowy, big-beat'owy spadek.

Suknia podszyta wiatrem z balu skromnego,
pierwsze obcasy... cóż , nie przetrwały stylony.
Krajka, pas, lilijka od mundurka szarego,
jeszcze czuć zapach obozów w szarość wtulony.

A tu są róże - delikatnie otwórz pudełko,
wraz z ślubnym bukietem zasuszyłam szczęście.
Wcześnie zgubiłam nadziei zielone szkiełko,
nie odnalazłam w moim życiu miłości więcej.

Pytasz - jaką miałam młodość w krainie chichów?...
Nie pytaj, niebezpieczne są takie pytania!
Z szafy wyjdą strachy, upiory zaś ze strychu,
pytając – zbudzisz i coraz więcej pytań powstanie!

Tajemnicza scheda

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik

( Do Babki Marianny Kossowskiej )

Zgrzytnął klucz, ustępuje żelazna brama,
jakby czekało na mnie domostwo stare.
Bliższe poznanie się nie było nam dane.
Powód - twoja duma i rodzinne swary.

Zmierzam Twoją lipową aleją ku drzwiom,
gdzie naznaczony od lat twoim istnieniem,
zza parkanu, jak twierdza okazały dom,
otulony tajemnicą i przeszłości cieniem.

No właśnie - pytam Ciebie Babko, dlaczego ja?
Czyżby zaważyło jedno, odległe spotkanie?
Nie gościłaś w mojej pamięci, nawet w snach,
zabrakło woli na bliższe ze mną poznanie...

Czy to jakaś zemsta za mezalians matki,
by sprezentować diabelski podarunek?
W schedzie - tajemnica, dom, twoje manatki,
zamordowana miłość, jak diabelski trunek.

Wybrana przez Ciebie do wspólnej zabawy,
by złożyć pejzaż rodzinny, niedokończony,
kierujesz zza grobu w myśl swojej zasady,
ja, układam puzzle Twoją wizją wiedziona.

Wszak czułość - to dla ciebie był zbędny tłumok.
Charakteru skrytość, niczym zamknięta szkatuła,
jeszcze czasem słychać Twojej laski stukot,
muzykę, co po pustych pokojach się tuła.

Każdego dnia odkrywam rodu tajemnicę
szukając w pamiętnikach brakujących ogniw,
w starych kufrach z sekretnym teatrem życia
kobiety, do tych z traktorów - niepodobnej.

Za bramą konały dni czynów i haseł...
Z fortepianu spod palców snuły się melodie,
grałaś muzykę, jakby z bocznego czasu,
odgradzając się od czerwonej demagogii.

Tym samym byłaś solą w oku okolicy,
nie dając sobie do końca zedrzeć maski.
Wbrew płytkim trendom żyłaś niepospolicie,
na przekór nowej ideologii i jej wrzaskom.

Co jest tu na wzgórzu odludnym, na skraju
miasta, że wciąż powracam nienasycona?
Czy to sąsiedztwo lasu i Czarciego Jaru,
gdzie diabeł z miłości niespełnionej skonał?

Idę drogą między koniczyną, a żytem,
gdzie, odnalazłaś czarta, obolała starością.
Jak w legendzie- pokochałaś, lecz on już - niebytem,
był obok, jak ów diabeł - zmęczony miłością.

Prawda o Tobie tonie w mrokach przeszłości,
lecz dusza Twa krąży kolcem róży przebita.
Kwiat ten zakwitł we mnie, jak znak nieskończoności
rodu, więc zakładam na siebie Twoje życie,

by je oswoić, jak oswoiłaś przemijania absurd,
skryta za parkanem w masce Kolombiny.
Podjęłam pałeczkę, rozcieńczając twój absynt,
likier życia, gdzie nie ma skutku bez przyczyny.

Jestem już Tobą, a Ty mną – bezsprzecznie,
tak jak chciałaś, nie tylko podobna fizycznie.
Uwierzyłam w rychły renesans - to konieczność,
i w sens życia, by zdusić myśli nihilistyczne.

Uchylam enigmatycznej szkatułki wieczko.
Ten drobiazg jest więcej wart niż scheda cała!
Dałaś mi kluczyk do ogrodu duszy i jego piękna.
Dar z innej epoki i Ciebie w nim – pokochałam.

Przechodzę bramę Twoim kluczem otwartą,
odnajduję ostatni puzzel, niepewność znika.
Mimo deszczu za oknem, chmur gromem rozdartych,
kontynuuję Babko wpisy do pamiętnika!

Wąbrzeźno 1980 r.

Giocondy tajemniczy uśmiech

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik


(do Leonarda da Vinci)

Tajemnicę ukryłeś MISTRZU w ust konturze,
czy to może zniekształcony werniksem grymas?
Niewzruszona piękność na topolowej fakturze,
prawdę sprzed stuleci w swym uśmiechu ukrywa.


 Czymże jest uśmiech delikatny, pełen czaru?
Pogardą dla grzechów Borgiów i rzymskiej mierzwy,
świętością spływających rynsztoków i ich oparów
w Lateranie, na tle zniewolonej strachem ciżby?


Mądrze kierowałeś swym niełatwym losem.
Geniuszem w obłudę - spisałeś się gracko!
Inkwizycji gorset – ciasny, straszył stosem,
czułeś nie raz na swym karku lepkie macki.


Kimże była owa Dama?... jak święta – mówią!
Hołdując pięknu - niezły z Pana przechera,
zadrwiłeś z nas pielgrzymujących do Luwru,
czy to kobieta?... Czy… Salai… od Jana Chrzciciela?


 

Rozmowy z wnuczką

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik

( do wnuczki Karolinki )

I. ciche rozmowy

powiedz mi babciu
czym objawia się samotność

łkaniem powstrzymywanym nocą
natłokiem myśli ciężkich, jak chmury burzowe
spojrzeniem w dal bez celu
kalectwem

jaka jest miłość

dzika i dumna, jak wydęty wiatrem żagiel
silna i ażurowa, niczym skrzydła ważki
słodka i cierpka, o smaku wina
burzliwa!

czym jest czas

jest splotem szczęścia, pożogi i tęsknoty
śpiewem i modlitwą, pracą i odpoczynkiem
początkiem i końcem
przemijaniem

jaka jest śmierć

cicha i punktualna
czasem gołębiem wzleci ponad zgiełk
lub kamieniem spocznie na dnie
koloru złota niczym dojrzały kłos
życia

jaki jest wiatr

wolny

************

II. wieczorne szepty

powiedz mi babciu...
co to są słowa

to są małe ogniwa łańcuszka
zamknięte w zdaniu między dużą literą a kropką
wypowiedziane raz odlatują, jak wędrowne ptaki
nigdy już nie powrócą, zatem niech będą piękne
nim wypowiesz, jak wiosenne
kwiaty

czy one pachną

kadzidłem pachną te, co opłakują śmierć
o zapachu jaśminu i tuberozy chwalą królewską miłość
są słowa uskrzydlone niosące zapach wiatru
są także bezwonne, jak obojętny człowiek
jest ich bardzo dużo
zbyt dużo

jakie są słowa

patetyczne tworzą hymny
spędzające sen z powiek to słowa kamienie
klęczące przed cnotą to te, co grzechem spokorniały
są również okrutne niczym złamana przysięga
a wszystkie są na miarę mądrości
człowieka

jakich należy się wstydzić

tych, które donoszą i zdradzają
histerycznych i tych, co spotwarzają w kłamstwie
nadętych i pokrętnych godzących w prawdę
w miejsce tych wszystkich lepsze jest
milczenie

jakich słów nie lubisz babciu

tych, jak ogary
z nagonki

***************

III. na uspokojenie

powiedz mi babciu
gdzie rozdają życie

myślę, że w siódmym niebie
tam dusz oczekujących na życie jest wiele, każda z nich
nabiera do niebiańskiej sakiewki gwiezdnego pyłu
miesza z mlekiem życia z mlecznej drogi
dostaje owoc złego i dobrego
z drzewa wiedzy

i co dalej

dalej dzieje się dziejba na ziemi
dusza zabiera pestkę problemu do rozgryzienia
duży tort rozmaitości zapieczętowany siedmioma pieczęciami
to wszystko ładnie pachnie i wygląda apetycznie
lecz kosztować tych smakowitości jej wolno
dopiero na ziemi

wydaje się że to duży bagaż

i mały i duży zarazem
jak na początek - deponuje w banku podświadomości
korzysta z tego kapitału w razie potrzeby gdy wciela się w ciało
na ziemskiej drodze dusze zbierają budulec ziemski
w postaci doświadczeń pięknych i szkaradnych
dokonując wyborów cegiełek budują
człowieczeństwo

czy dusze mają obowiązki

jest ich cała moc
przede wszystkim - przejść godnie swój szlak
nade wszystko – pomnażać kapitał, który jest im dany
nie gasić zarzewia danego im na początku - wręcz rozświetlić
a gdy już droga dobiegnie kresu i pęknie siódma pieczęć
trzeba będzie dać pod osąd zawartość
niebiańskiej sakiewki

czy życia należy się bać

strach jest złym doradcą
życie wymaga cierpliwości, szacunku i pokory
trzeba je tylko posmakować, szczyptę rozetrzeć w palcach
i powąchać - pachnie ambrą i lawendą, sypie się brylantowo
gwiezdnym pyłem, trudno się nim nie zachwycić
dusze nabierają chęci życia
własnym życiem

twoja sakiewka babciu jak wygląda

jest prawie pełna lecz nie jestem pewna czy zawartość
w niej zgromadzona jest tak do końca
godna pochwały

***************

IV. ku świadomości

powiedz mi babciu
czym jest los

to tkanina życiowych wyborów
gdzie między osnowę wpleciesz wątek kolorowych motywów
trudu siania i radości zbierania, morderczej wędrówki po wybranej
drodze życia i towarzyszących jej
równoległych ścieżkach

powiadają, że los jest przeznaczeniem
zapisanym w gwiazdach

nikt nie udzielił odpowiedzi
na tak, ani też nie podważył twierdzenia
trafnym argumentem, Wszechświat skrywa wielkie tajemnice
światów subtelnych, wejdź w głąb swej duszy, a znajdziesz
złoty klucz do bram
tychże tajemnic

czy to prawda, że los jest ślepy

ślepy na tyle
na ile ślepy jest człowiek
co czasem gra nieuczciwie z losem
ten, niby ślepiec, demaskuje oszustów i zabawę kończy szybko
w grze nie chodzi o to - czym grasz – chodzi o świadomość
że w puli często jest najwyższa stawka - życie
świadomi nie błądzimy
jak ślepcy

która z dróg jest właściwa

ta, która wiedzie do sensu życia
prowadzi przez wzgórza doskonalenia się
parowy niepowodzeń, szczyty nauczki, wąska i kamienista
przy której często błyśnie szafirowo goryczka
a miód zlizuje się z cierni tarniny
to droga dla wytrwałych
i dociekliwych

co jest sensem życia

tworzenie siebie
podążanie ku świadomości
że jesteś jedynym tkaczem gobelinu
własnego losu

Z tomiku autorskiego "Akwarele jesienne" wydanego przez Wydawnictwo ASTRUM Wrocław 2010 r.

chwile z Amadeuszem

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik

( do Wolfganga Amadeusza Mozarta )

chwile z Amadeuszem

są takie chwile
z twoją muzyką Maestro
gdy płynie
istnienie tryumfuje nad nicością
dźwięk nad ciszą
uczucia nad logiką

świat spowija się w pięciolinię
i zamiera
zamierają słowa
ożywają doznania
niezmierzone jednostką czasu
z tego świata

miejsce odwiecznego porządku
wypełnia mistyka uczuć
snujesz
opowieści dźwiękiem
o wszystkich światach
przechodzących - jeden w drugi
wiedziesz
ku Bogu
ku ludziom
ku wszystkiemu co ludzkie
by każdą frazą
celebrować istnienie
sycąc
absolutem piękna
chwilę

ponad czasem

Słoneczniki Vincenta

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik


(do Vincenta Van Gogh'a)


Gdy spoglądam w lica twoim słonecznikom,
to jakbym patrzyła kilku słońcom w tarcze.
Ekspresja uczuć, wręcz emanują życiem,
nagle martwa natura nie jest już martwa.


Czuję ich lepkość w dojrzewaniu i spokój,
czy był twoim pragnieniem panie Van Gogh?
Twego życia pandemonium, jak scheda losu,
gdzie chaos twych myśli, niczym zabójczy grog.


Smutek pozostawiłeś gdzieś na duszy dnie,
kroplą farby zastygłej w kolorze brązu.
Wirujący tragizm spoczął na nocnym niebie,
samotność pierzchła na pochylony pień wiązu.


Pątnikując drogami, pejzaże przemierzasz
po płótnie, wraz z nieodpartą chęcią tworzenia.
Mistrz ciepła i światła, w którym łan dojrzewa,
po lęk w indygo i śmierć w szarościach, i cieniach.
 


 


 

z muzealnej galerii

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik

 



 


 (Do Iwana Konstantynowicza Ajwazowskiego)


lubię twoje obrazy
są pełne romantyzmu
zmagań ludzkich
tu żywioły - zdają się
nie mieścić w ramach
i jak demiurg na płótnie
wszczynasz to znów uciszasz
morskie sztormy


pejzaże z bezkresem oceanów
uczą pokory
a gra światłocieniem unosi zadumę
ponad czas


patrzę i porównuję
sztormy szalejące w nas
ludzkość dotknęła ich siły
mielą kości
łamią dusze
silniejsze od drzewca masztu


w naszych obrazach
jesteśmy blisko sedna
zawsze chodzi o to samo
o życie
 


 

Tadź Mahal

Autor wiersza: 
Zofia Szydzik


(do Mumtaz Mahal)

W białych marmurach już nie pachną słowa twoje,
w Agrze biel murów we mgle nasiąka błękitem,
w Jamuny lustrze - bliźniaczy otwiera podwoje
- Tadź Mahal – pomnik miłości w kamieniu skrytej?

I tęsknoty, jakby w kości słoniowej odcieniach,
małych haremowych zgryzot i ich milczenie;
intryg i okrucieństw, jak misterne zdobienia...
- Żal, na wiek wieków, wtopiony w zimne kamienie?

Życie jak gorset, nie jest baśniową legendą,
gdzie perłowe łzy nie niosą za sobą goryczy,
a krople rubinowej krwi pachną lawendą
- Tadż Mahal - nie miłości to symbol, lecz pychy!

Nie odpowiesz...czy miła ci taka celebra,
cisza w minaretach, co tutaj pną się w chmury
bez muezina, wszak śmierć jest cicha i zgrzebna.
Lud wciska w ziemię, władców pysznych wynoszą
...wysoko marmury!